Można żyć całe życie z różnymi problemami, urazami itp., ale najtrudniejsze jest, gdy twój syn zachowuje się tak, jakby cię nie istniało. Dla każdej mamy to bolesne.
Ta pani, nie podała swojego imienia, jednak jej historia relacji z synem jest bardzo typowa dla naszych czasów. Jak tylko pojawia się temat dziedziczenia, mogą do ciebie zawitać wszyscy bez wyjątku.
Osiem lat temu, gdy syn zrozumiał powagę swoich relacji z Oksanną i podjął decyzję o wspólnym zamieszkaniu, odbyła się między nami rozmowa.
– Mamo, czy możemy przez kilka miesięcy u ciebie zamieszkać? – zapytał syn.
– Oksanna skończy studia, znajdzie pracę i od razu wynajmiemy mieszkanie.
Kilka miesięcy? Oksannie zostało pół roku do obrony pracy dyplomowej, potem nie wiadomo co z pracą. Bałam się, że kilka miesięcy nie rozciągnie się na lata. Pomyślałam, zdecydowałam dla siebie: czy jestem gotowa, przynajmniej na pół roku, codziennie widzieć Oksannę w domu?
Doszłam do wniosku, że nie jestem gotowa. Powiedziałam synowi:
– Mój dom – moja forteca! Nie chcę mieć obcej osoby w swoim domu po pracy! Nie chcę ewentualnych problemów: rozumiesz, że możemy się nie dogadać?
– Ty też nie wiesz, jak zachowuje się Oksanna w codziennym życiu. Niech przychodzi w odwiedziny, ale jeśli chcecie mieszkać razem, wynajmijcie sobie mieszkanie. Moja decyzja zraniła syna, on ma miłość, krew w żyłach, chciał widzieć Oksannę codziennie, spać z nią w jednym łóżku.
Mogę to zrozumieć! Ale to wszystko musi być zapewnione samodzielnie, a nie tak, żeby ja uginałam się pod ich życzenia. Pewnie syn Oksanny przekazał moje słowa. Nie wiem, co dokładnie ją uraziło, ale przestała przychodzić w odwiedziny, choć przed naszą rozmową czasem nocowała nawet w jego pokoju.
Jak wiem, Oksanna rozmawiała na ten temat także ze swoimi rodzicami, prosiła o pozwolenie na przeprowadzkę mojego syna do ich domu. Oni odmówili. Tak jak ja! Tylko na nich nikt nie zawiścił! Jak się spodziewałam, Oksanna znalazła pracę dopiero po roku i miesiącu. Szukała lepszego miejsca, wyższej pensji, narzekała synowi, że bez doświadczenia w pracy przyjmują albo za grosze, albo na pobiegła.
Oksanna znalazła pracę. Wynajęli mieszkanie. Nie zburzyłam syna, tylko przemalowałam tapety. Zmieniłam także zamek w drzwiach wejściowych, ale nie było to związane z synem – zamek zaczął zacinac, to był środek zapobiegawczy, aby nie znaleźć się w trudnej sytuacji.
Po wymianie zamka syn dzwonił, proponował komplet kluczy do nowego, w jego pokoju zostało kilka rzeczy i coś mogło się przydać. On odmówił. Nie nalegałam.
Nie było ślubu. W środku tygodnia roboczego się spotkali i zarejestrowali związek, o czym syn poinformował mnie w wiadomości dopiero po półtora tygodnia. Ostatecznie zrozumiałam, że wtedy swoją odmową zasiałałam wał konfliktu między nami! Wypiłam wszystko: nie chcą mojego towarzystwa, nie będę się narzucać!
Przez ostatnie trzy lata z synem ani razu się nie widziałyśmy. Nie dzwoniłam do niego, on do mnie nie dzwonił.
Wiem, że wzięli hipotekę, że mają już dziecko. Syn nawet nie poinformował, bo stałam się obcą osobą, nie wiem tylko za jakie grzechy! A z rodzicami Oksanny się kontaktują! Tak przyzwyczaiłam się w tym czasie do samotności, że czasem zapominałam, że kiedykolwiek miałam dziecko i że gdzieś żyje dorosły syn.
Od krewnych mam tylko on, wnuk, którego nigdy nie widziałam, i siostrzenica, córka zmarłej siostry, która około piętnaście lat temu wyjechała do Krakowa, kontakty z nią się zgubiły, ale niedawno odnalazłam ją przez media społecznościowe. Do emerytury trzy lata, jeśli wiek emerytalny pozostanie na tym poziomie.
Co tam na emeryturze będzie, nie wiem. Stało się strasznie!
Znalazłam siostrzenicę przez internet, wymieniłyśmy się numerami telefonów, zadzwoniłyśmy, zaczęłyśmy się komunikować. Okazało się, że czasem mój syn i siostrzenica korespondują w mediach społecznościowych. Wymieniają się zdjęciami. Kilka zdjęć siostrzenica wysłała mi. O synu i naszych z nim relacjach, o całkowitej ich nieobecności, nie rozmawiałyśmy z siostrzenicą.
Przejęłam się po rozmowie z siostrzenicą: jej mąż ją opuścił, ma jednoroczne dziecko, pracuje, wynajmuje mieszkanie. Z całego serca zaproponowała sporządzenie testamentu na jej imię, żeby komuś było łatwiej, gdy mnie nie będzie. Powiedziała, że pomyśli, po życzeniach długich lat życia.
Dwa tygodnie po rozmowie z siostrzenicą o testamencie, zadzwonił do mnie nieznany numer. Zadzwonił syn! Myślę, że siostrzenica powiedziała mu o moich planach. Ona zaprzecza, pytałam, ale w takie zbiegi nie wierzę. Od proponowanego przez syna spotkania i poznania wnuka, odmówiłam. Tyle lat nie potrzebna byłam, a na spadek się laknąłem!
Byłam skrzywdzona i miałam do tego pełne prawo! Z czasem uraza zniknęła, przyszła obojętność! Wszystko już postanowione: mieszkanie zapisuję siostrzenicy, dożywam swoich dni w samotności! Będzie, jak Bóg da!