Zawsze miło jest czuć wdzięczność od osoby, której się pomogło i której teraz jest lepiej.
Ten, kto pomaga, zawsze otrzymuje więcej, niż daje. Tak mówiła mi moja babcia.
Nigdy nie uważałam siebie za osobę skąpą. W dzieciństwie bez problemu dzieliłam się zabawkami z przyjaciółmi, teraz chętnie pomagam każdemu, kto tego potrzebuje, oczywiście, jeśli mam taką możliwość. Moja własna dobroć nie przyniosła mi jednak niczego dobrego.
Miesiąc temu wprowadziły się do nas nowe sąsiady. Do mieszkania starej babci Helgi przeprowadziła się jej wnuczka z mężem i małym dzieckiem. Małżeństwo jest bardzo młode, mają może około 20 lat. Z tego, co zrozumiałam, ich dziecko jest jeszcze malutkie.
Pewnego dnia ktoś zadzwonił do drzwi. Na progu stała moja nowa sąsiadka z małym zawiniątkiem na rękach.
– Witam! Jestem Maria, wnuczka babci Helgi. Wie pani, ostatnio nie czuje się najlepiej, więc postanowiliśmy się tu przeprowadzić, żeby mieć ją na oku. Czy mogłaby mi pani pożyczyć trochę ziemniaków? Nie mogę iść do sklepu, a nie mam z czego ugotować kolacji.
– Witaj, Mario! Miło mi cię poznać. Oczywiście, zaraz przyniosę ci cały worek.
Sama zaniosłam ziemniaki do jej mieszkania i nawet pomogłam się zająć maluszkiem, podczas gdy jego mama gotowała jedzenie. Kiedy wróciłam do siebie, spotkałam na progu głodnego męża. Przez tych nowych sąsiadów nie zdążyłam przygotować nam kolacji. Na szczęście Paweł, mój mąż, też jest wyrozumiały i wszystko zrozumiał.
Dwa dni później Maria znów zapukała do drzwi. Tym razem poprosiła o cukier i kakao, żeby upiec ciasteczka. Kilka dni później – o marchewkę i buraki na zupę.
Oczywiście nie miałam nic przeciwko, ale ona nie zamierzała oddawać pożyczonych rzeczy. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam, dlaczego nie pójdą do sklepu i nie kupią wszystkiego, czego potrzebują.
Dziewczyna zaczęła narzekać i płakać, że nie mają pieniędzy. Babcia przeznacza swoją emeryturę na opłaty, zasiłki na dziecko idą na leki, a wypłata męża – na potrzeby dziecka.
Zrobiło mi się szkoda tej młodej rodziny, więc znów pożyczyłam to, o co prosiła sąsiadka, ale ostrzegłam, że to już ostatni raz.
Przecież wcześniej jakoś żyli bez mojej pomocy, więc niech teraz lepiej planują swój budżet. Przez kilka dni nie widziałam Marii i pomyślałam, że wreszcie nauczyła się robić zapasy.
Pewnego dnia spotkałyśmy się w supermarkecie. Spojrzałam kątem oka na jej wózek z zakupami, a tam czerwona ryba, piwo, chipsy, chrupki, pepsi, droga kiełbasa, wędzony śledź.
– Nieźle wam się powodzi! – zauważyłam do Marii.
Spojrzała na mnie z jakąś pogardą, a potem odpowiedziała:
– Trzeba umieć zarabiać pieniądze, to może i pani będzie tak żyć.
I rób tu ludziom dobrze! Nic jej nie odpowiedziałam, tylko cicho się zaśmiałam i poszłam załatwiać swoje sprawy. Ale wszystko to wydaje mi się jakieś dziwne.
Pisaliśmy również o: "Mama jest w ciąży w wieku 42 lat. "Kawaler" to mój wykładowca. Nie mamy własnego mieszkania, pieniędzy, a on nie proponuje jej małżeństwa": studentka
Może zainteresuje: "Ona nie gotuje mojemu synowi, nie myje naczyń, mówi, że zajmuje się dzieckiem, ale cały czas siedzi z telefonem. Jestem zmartwiona": opowieść matki
Przypominamy: "Mama była chora, wysyłałam jej pieniądze, siostra się nią opiekowała. Gdy Bóg zabrał mamę, siostra zatrzymała nieruchomość dla siebie": z życia