Tolerujemy ją tylko z szacunku, bo jest mamą Aleksandra. Gdy widywaliśmy się rzadziej, byliśmy sobie bliżsi. Ludzie mają rację, mówiąc, że odległość potrafi zbliżyć krewnych.
Jednak historia z produktami rozjaśniła wszystko i teraz nawet cieszymy się, że przeżyliśmy ten „wesoły weekend”.
Pani Nata mieszkała sto pięćdziesiąt kilometrów od miasta, w małej wiosce. Z tego powodu bywała u nas raz, góra dwa razy w miesiącu.
– Daleko pojechaliście! Czy nie mogliście znaleźć czegoś bliżej? – marudziła za każdym razem, gdy spotykaliśmy ją na dworcu.
– Gdybyście mieszkali bliżej, widywałabym was częściej.
W odpowiedzi na słowa teściowej tylko chytrze się uśmiechałam. Podobała mi się ta odległość, która nas dzieliła i pomagała utrzymywać dobre relacje.
Wiedziałam, że dam radę przetrwać wizytę Pani Naty. Jednak byłam rozczarowana wiadomością, że teściowa niespodziewanie postanowiła przejść na emeryturę.
– Będę u was częściej! – "pocieszyła" nas.
– Ale przecież my pracujemy – pospieszyłam przypomnieć teściowej.
– Wiem, ale teraz będę mogła przyjeżdżać nie na dzień, a na trzy! – zaskoczyła nas.
– A tak w ogóle, przyjadę w tę sobotę! Niech Aleksander mnie odbierze, bo będę z torbami.
– Dobrze – mój drżący głos zdradził, że bardzo zdenerwowałam się tą wiadomością.
Poinformowałam męża, że za trzy dni jego matka będzie u nas.
– W sobotę, mówisz? – zamyślił się Aleksander.
– Mieliśmy chyba iść do kina?
– Tak, będziemy musieli przełożyć to na piątek – odpowiedziałam zdezorientowana – praktycznie od razu po pracy. A tak w ogóle, ona już mnie zaskoczyła.
– Czym? – uśmiechnął się Aleksander.
– Twoja mama przeszła na emeryturę i powiedziała, że będzie częściej u nas – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
– Nie, nic mi nie mówiła – wzruszył ramionami mąż, nie widząc w tym większego zagrożenia.
W piątek, po pracy, wróciliśmy do domu, przebraliśmy się, zjedliśmy coś i zaczęliśmy szykować się do wyjścia do kina. Nie zdążyliśmy jednak wyjść za drzwi, gdy zadzwoniła Pani Nata.
– Synku, za dziesięć minut będę na dworcu! Odbierzcie mnie! – z radością wypaliła.
– Jak to? Miałaś przyjechać jutro? – zdziwił się mąż.
– Zdecydowałam się dzisiaj – spokojnie odpowiedziała Pani Nata.
– Przecież macie jutro wolne, więc wam nie przeszkodzę.
– Dobrze – burknął Aleksander, a po zakończeniu rozmowy spojrzał na mnie zakłopotany.
– Co? – zmarszczyłam brwi, domyślając się, że teściowa jest już blisko.
– Mama jest w mieście…
– Świetnie! Mieliśmy się umówić na sobotę! Dlaczego zmienia plany bez uzgodnienia z nami? Czy ona myśli, że nie mamy innych spraw niż czekanie na jej przyjazd? Trzeba było powiedzieć, że nie możemy!
– Proponujesz zostawić ją na dworcu? – uśmiechnął się Aleksander.
– Nic się nie da zrobić. Będziemy musieli przełożyć to na przyszły tydzień i powiedzieć, żeby więcej nie przyjeżdżała niespodziewanie.
Byliśmy zawiedzeni, bo zamiast wybrać się do kina, pojechaliśmy na dworzec kolejowy. Pani Nata już na nas czekała na peronie z wielkimi chińskimi torbami.
– Mamo, co tam masz? – syn przytulił ją.
– Mięso. Będziemy mielić farsz i robić gulasz! – poklepując Aleksandra po plecach, oznajmiła kobieta. – Słoików nie brałam, widziałam, że macie je w szafie. Musimy tylko wstąpić do sklepu i kupić liście laurowe oraz przyprawy.
– Dlaczego u nas? Po to przyjechałaś?
– Bo potrzebuję pomocy! Druga synowa nie ma czasu, jest zajęta dziećmi, a wam i tak jest nudno w weekendy. Pomyślałam, że was trochę zabawię – zaśmiała się.
Spojrzeliśmy na siebie przerażeni. Nie mogliśmy pojąć, dlaczego trzeba było tłuc się trzy godziny pociągiem podmiejskim, by robić gulasz i mielić mięso. Gdy wysiedliśmy z samochodu, zauważyłam, że jedna z toreb przecieka krwią.
– Samochód – jęknęłam, uświadamiając sobie, że teściowa zabrudziła bagażnik swoimi torbami.
– Nic się nie stało, wytrzecie – zaśmiała się, wręczając synowi torby, po czym weszła do klatki schodowej.
– Z takimi torbami nie można dalej iść! – krzyknęłam za nią. – Chyba że zamierzasz umyć klatkę?
– Czy nie macie sprzątaczki? Ona umyje podłogę. Płaci się jej za to – wzruszyła ramionami teściowa, zakładając ręce na piersi.
– Żartujesz? – Zaczekaj tutaj, zaraz przyniosę worki – dodałam, wyprzedzając teściową i wchodząc do klatki.
Zeszłam po dziesięciu minutach. W tym czasie teściowa zdążyła zmęczyć syna swoimi narzekaniami.
– Co za krowa – burknęła Pani Nata, widząc, że wreszcie wychodzę z klatki. Pod jej oburzone jęki zapakowaliśmy rozpuszczone mięso do worków.
– Nie wyrzucać tych toreb! – rozkazała teściowa, widząc, że właśnie to zamierzałam zrobić.
Brudne torby musieliśmy zgnieść i zapakować w worki. W drodze do mieszkania Anastazja Michajłowna narzekała i wzdychała, krytykując nas za nadmiar dobrego wychowania.
– Gotujemy dziś! – oświadczyła nam. – Nie ma co odkładać na jutro!
Cały wieczór spędziliśmy na mieleniu mięsa i gotowaniu gulaszu. Z odrazą marszczyłam nos od mdłego zapachu tłuszczu, który rozszedł się po mieszkaniu.
– Nie, więcej nie pozwolę gotować takich rzeczy w naszym mieszkaniu! – postawiłam męża przed faktem.
– Mam nadzieję, że następnym razem tego nie będzie – mruknął Aleksander, który musiał mielić mięso na starej radzieckiej maszynce, bo teściowa uznała, że nasza polska automatyczna się nie nadaje.
W sobotę również znalazła nam zajęcie. Nagle postanowiła robić leczo. Do jego przygotowania przydzieliła nas, każąc obierać paprykę, pomidory i cebulę. Dopiero w niedzielę mogliśmy odetchnąć, bo teściowa szykowała się do wyjazdu.
– Zostałabym u was dłużej, gdybyście mieli więcej miejsca w lodówce – burknęła. – Musicie kupić większą lodówkę. Widziałam w sklepie taką wielką, z dwoma drzwiami.
– Nie, dziękuję, ta nam wystarczy, – uśmiechnęłam się sztucznie, dając teściowej do zrozumienia, że jej zdanie nikogo nie interesuje.
– Niesłusznie! Powinniście bardziej słuchać moich słów, – powiedziała teściowa, mrużąc chytrze oczy.
– Dobrze, czas zapakować słoiki do toreb. Przynieście je z balkonu.
Byliśmy gotowi zrobić wszystko, byle tylko w końcu wróciła do domu. Bez zmrużenia oka zapakowała wszystkie słoiki do toreb i kazała przynieść mięso.
– Mamo, a nam nic nie zostawisz na spróbowanie? – zapytał Aleksander, zdając sobie sprawę, że matka postanowiła zabrać ze sobą wszystkie słoiki i mięso.
– Po co? Macie pieniądze! Kupcie sobie sami! Ja i twój brat nie mamy tyle pieniędzy, co wy, – odpowiedziała teściowa pewnym głosem.
– Skąd wiesz, ile mamy pieniędzy? – zmarszczył brwi Aleksander, niezadowolony z jej słów.
– Widzę, jak żyjecie. Nic więcej nie muszę wiedzieć, – odpowiedziała kobieta z przebiegłym uśmiechem. – Dobra, idę się ubrać!
Aleksandra zirytowały słowa matki. Tak bardzo go dotknęły, że ledwo powstrzymał się od zrobienia awantury. Ja, chcąc odpocząć od teściowej i przewietrzyć porządnie mieszkanie, nie pojechałam z nimi na dworzec. Sasza odprowadził matkę na stację i pomógł jej wnieść torby do pociągu.
Na pożegnanie nie powstrzymał się i powiedział cicho:
– Nie waż się więcej przyjeżdżać do nas ze swoimi produktami. Rób przetwory u siebie albo u brata, skoro wszystko jest dla was.
Aleksandrowi nie chodziło o te słoiki z gulaszem czy mielonym mięsem, ale o to, że matka nie zaproponowała nam nawet jednego słoika na spróbowanie. Po kilku miesiącach zapomniała o słowach syna i znowu wybierała się do nas z zapasami.
Jednak Aleksander pospieszył, by przypomnieć jej o tym, co wcześniej mówił, oznajmiając, że nie wpuści jej do samochodu, jeśli przyjedzie z torbami. Po tym Pani Nata rzadziej zaczęła nas odwiedzać, bo poczuła urazę za to, że nie chcemy pomagać jej w robieniu przetworów!
Ale nas to nie obchodzi! Przecież mamy „dużo pieniędzy” i kupimy sobie to, czego potrzebujemy! Aleksander też ma żal do matki! Myślę, że ma rację!
Pisaliśmy również o: "Magda wróciła z zarobków, zobaczyła kobietę przed domem w swoim szlafroku. To Julia, zaraz sobie pójdzie- powiedział mąż": historia o sprawiedliwości
Może zainteresuje: "Mąż poprosił o spędzenie 2 dni u syna, on przygotowuje dla mnie niespodziankę. A dzieci nawet nie chciały zjeść ze mną. Niewdzięczni": historia matki
Przypominamy: "Teściowa krzyczała na mnie, że jestem tu nikim i nawet nie potrafię urodzić, chociaż to kłamstwo. Musiałam szybko uciekać": wyznanie przyjaciółki