Otóż ja do tej kategorii zdecydowanie nie należę.

Mój mąż zawsze marzył o dużej rodzinie. Chciał, żebym urodziła mu co najmniej troje dzieci, żebyśmy mieszkali w dużym domu z ogrodem, podwórkiem i kurkami dziobiącymi trawkę na tymże podwórku.

Wszystkie jego marzenia legły w gruzach po spotkaniu ze mną. Po ślubie zamieszkaliśmy w mieszkaniu, zgodziłam się urodzić tylko jedno dziecko i nawet wtedy odmówiłam pozostania w domu na urlopie macierzyńskim. Tę odpowiedzialność wziął na siebie mąż.

Więc nic dziwnego, że z Zosią nie miałam zbyt bliskich relacji. Zdecydowanie bardziej otwierała się przed swoim ojcem, a mama była „złym policjantem”, zabraniającym wszystkich tych głupot, które chce się spróbować w wieku nastoletnim.

Kiedy córka dostała się na uniwersytet, mój mąż spakował swoje rzeczy i oznajmił, że mnie opuszcza. Powiedział, że nie może żyć z tak „żelazną” żoną, dla której pojęcia miłości i troski są niczym.

Popularne wiadomości teraz

"Następnego dnia pod drzwiami znaleźliśmy notatkę: 'Kocham i czekam, wreszcie będziemy mogli być razem. Wkrótce twojej żony już nie będzie.'" Z życia

"W sensie, skąd macie brać pieniądze – zdziwiłam się – nie pracujecie, a ja muszę. Syn z synową żyli z tego, co im przesyłałam z Anglii." Z życia

Hybryd psa i kota. Zdjęcia tego zwierza bardzo popularne w sieci

NIGDY nie dawaj KOTU tych 5 produktów!

Szczerze mówiąc, wcale się tym nie przejęłam. Przynajmniej nie musiałam codziennie wieczorem wymyślać, co ugotować i sprzątać w kuchni. W ten sposób zostałam sama w przestronnym dwupokojowym mieszkaniu i cieszyłam się ciszą i spokojem.

Zosia przyjeżdżała do domu tylko raz w roku na ferie zimowe. Prawie się nie widywałyśmy, bo większość czasu spędzała z przyjaciółmi albo spotykała się z ojcem.

O tym, że planuje wyjść za mąż, dowiedziałam się od byłego męża. Zosia nigdy nie rozmawiała ze mną o swoich chłopakach, pierwszej miłości ani innych troskach. Swój obowiązek matki spełniłam, gdy pobłogosławiłam ich na ślubie dość pokaźną sumą, którą odkładałam na zakup nowego samochodu. Dziecko jest ważniejsze.

Dzięki Bogu, po ślubie Zosia i jej mąż mieli gdzie mieszkać. Zięć miał własne mieszkanie, więc nikt nie miał ochoty zajmować moich metrów kwadratowych.

Kontynuowałam swoje życie pustelnika, dopóki córka nie urodziła dziecka. Młody tata często wyjeżdżał w delegacje, Zosia nie dawała sobie rady sama, więc przyjeżdżała do mnie z dzieckiem.

Jak bardzo nie znosiłam ich wizyt. Mały krzyczał, nie dało się spać, ciągła pomoc, noszenie niemowlęcia na rękach, kołysanie, zmienianie pieluch. Żegnałam się znakiem krzyża, gdy wracali do ojca, i modliłam się, żeby ich kolejna wizyta nie nadeszła zbyt szybko.

Moja przyjaciółka również jest już babcią i sama wyrywa się do wnuczki, żeby móc z nią posiedzieć. W tej kwestii zupełnie się nie rozumiemy. Mówi, że jestem zimna i egoistyczna. A ja po prostu kocham siebie, bo najważniejszą osobą w moim życiu jestem ja.