10 lat temu wszyscy obywatele Polski przeżyli wielki szok, kiedy to 10 kwietnia w Smoleńsku doszło do wielkej tragedii narodowej. 

Dla każdego z nas ten dzień był smutny, jednak trudno nawet sobie wyobrazić to, co czuli tego dnia bliscy ofiar. Zginął prezydent naszego kraju i wielu mądrych i ważnych osobistości, ale równocześnie zginęli czyjeś rodzice, mężowie, żony, dzieci..

Niektórzy nie lubią mówić o swoich emocjach, ale dziennikarka Jolana Racewicz robi to i robi to w sposób piękny. Kobieta straciła 10 kwietnia swojego ukochanego męża Pawła Janeczka. Racewicz co roku, w dzień rocznicy śmierci, wspomina swojego męża, ale w tym roku, jej wspomnienie było jeszcze bardziej wyjątkowe niż zazwyczaj. 

10 kwietnia 2010. Dekada. 10 lat temu skończył się świat. Mój stary świat. Rano cień sylwetki na korytarzu, trzask zamykanych ostrożnie drzwi. Spokojny oddech dziecka z małego łóżeczka ze szczebelkami. Okruchy chleba na blacie, niedopita kawa. Koszula z poprzedniego dnia rzucona w biegu.. Resztki dawnego życia. Wtedy - irytujące. Potem - święte. „Wrócę po osiemnastej, Kochanie” - obiecywał, gdy w piątek wrócił z pracy przed północą. Gdy szykował garnitur na następny poranek. Ciemny granat. Mogłam go opisać ze szczegółami rosyjskiemu prokuratorowi w Moskwie dwa dni później.. Zobaczyłam - porwany i ubłocony. Cuchnący naftą.

Popularne wiadomości teraz

„Szłam przez park i zauważyłam wózek dziecięcy tuż przy drodze: „Czy może pani zabrać chłopca do siebie”

„Niedawno dowiedziałam się, że moja przyjaciółka z wioski jest całkowicie bezrobotna, nie ma nawet pieniędzy na jedzenie”

„Po tym, jak mój szef kazał mi natychmiast wrócić do domu wieczorem i zostawił Martę, wszystko zrozumiałam”

„Obchody naszej rocznicy ślubu z Adamem prawie zakończyły się rozwodem. Tak spędziliśmy nasz rodzinny czas”

Smolensk był zamianą na grafiku. Rosja za Stany. „Joasia, polecę z Prezydentem do Katynia. To tylko jeden dzień. Zamienię się z M., będę mógł być na urodzinach Igora.” Były 23 kwietnia. Tuż po pogrzebie Taty. Piękne, huczne, szczególne. Tylko dlatego, że przyjaciele powiedzieli: „Wszystko zorganizujemy. Tylko przyjedź”. Morze dobra. I koszmar polsko-polskiej wojny.

Stygmat wyryty na czole. Na czołach. Nas wszystkich. Wdowy smoleńskie, wdowcy. Osierocone dzieci. Opuszczeni rodzice i przyjaciele. Dziesięć lat rozdrapywania ran. Przymus wytłumaczenia dziecku, co znaczy „ekshumacja”. I dlaczego mama długo tego dnia nie wróci. Świt na Powązkach. Cierpiąca skóra w zakładzie medycyny sądowej. Krzyki, pochodnie, upiory. Dziesięć zabranych, ukradzionych lat. I tyle samo - pamiętania o okruchach... Ważnych, jak relikwie. Jeśli to prawda, że wszystko w życiu dzieje się „po coś” - to może właśnie po to, żeby zrozumieć, że najważniejsze są drobiny codzienności. Nie - wojna, zbroja i akademia ku czci.

Zwyczajne - kocham, dziękuję, przepraszam, poproszę. Dziesięć lat później, w Wielki Piątek, wieczór tajemnicy i misterium poświęcenia, zamknięci w twierdzach własnych domów, z bliskimi, których do końca nie znamy - popatrzmy im w oczy. Głęboko. W ciszy. Bez zadr i żali. Wtedy znajdzie się w nich wszystko, za co warto kochać. Byle nie było za późno. - puentuje Joanna.

To niezwykle wzruszające słowa, pod którymi chyba każda wdowa, czy osamotniony mężczyzna mógłby się podpisać. Każda śmierć jest czyjąś tragedią, swoistego rodzaju końcem świata.

Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na koleżanka.com