Jacek Rozenek w połowie maja 2019 roku strafił do szpitala. Doznał udaru mózgu, który przykuł go do łóżka. Później trafił na wózek inwalidzki, miał problemy z mową, a jego prawa część ciała miała być sparaliżowana
Na szczęście od tamtych wydarzeń minęło już trochę czasu i aktor powoli zaczyna wracać do lepszej sprawności. Chwil w szpitalu jednak nie zapomni do końca życia.
Lekarze myśleli, że jestem schodzący z tego świata i tak przygotowywali rodzinę. Powiedzieli mi, że nie będę chodził w ogóle, że nie będę uprawiał sportu. Straszne rzeczy mi mówili
"Wstyd mi przyznać, że widziałam mojego wnuka tylko raz, mimo że ma już 2 miesiące. A wszystko przez moją synową"
"Przez wiele lat ani moja matka, ani moja siostra nie chciały mnie znać, a teraz zmuszają mnie do porzucenia wszystkiego i służenia im"
"Widzę jakieś papiery w koszu. Serce podpowiadało mi, że mój mąż nie jest w podróży służbowej. Podwinęłam rękawy i sięgnęłam do wiadra"
"Całe życie zdmuchiwałam z ciebie kurz, a ty poszedłeś do swojej kochanki: to twoja wina"
Także jego syn Adrian z pierwszego małżeństwa, mówi o trudnych chwilach i o bezsprzecznej diagnozie lekarzy, którzy kazali bliskim żegnać się z Jackiem.
Zadzwonił telefon, ojciec nie chciał, żeby kogokolwiek informować, ale sytuacja była krytyczna. Lekarze mówili, że umiera i nie przeżyje nocy. Więc pojechałem się pożegnać z ojcem. Ze wszystkich stron dostawałem informacje, że to już koniec. Nie wierzyłem, że chce mnie zostawić już teraz. Przez całe życie dawał z siebie 120 proc. Zdobywał najwyższe szczyty i biegał jak najdalej. Teraz to walka o coś innego, o powrót do zdrowia
Trudno jest jeszcze dziś powiedzieć, że po chorobie nie ma śladu, ale dziś Jacek wraca do siebie. Długa rehabilitacja przyniosła efekty i aktor odzyskuje sprawność dzięki ciężkiej pracy.
Więcej ciekawych artykułów na kolezanka.com