Oboje pochodziliśmy z prostych rodzin. Żyliśmy skromnie, odkładaliśmy na mieszkanie, aby mieć gdzie wychowywać dziecko. Udało nam się kupić małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Byłam szczęśliwa i już planowałam powiększenie rodziny. I nagle dowiaduję się, że mój ukochany się zakochał...

Jestem dumna, więc nie wybaczyłam. Rozwiedliśmy się. Ale przez jakiś czas musieliśmy mieszkać pod jednym dachem – mieszkanie trzeba było jakoś podzielić.

Wtedy mój były mąż przyprowadził nową gospodynię do naszego małego dwupokojowego mieszkania. Ta nowa gospodyni nazywała się Zosia.

Bez skrupułów rządziła w kuchni, nie przejmowała się sprzątaniem, a jej brudne pranie piętrzyło się na samym szczycie góry brudów w misce w łazience. A co mnie najbardziej irytowało — Zosia nocami jęczała z przyjemności, aż mnie mdliło z obrzydzenia.

youtube.com

Popularne wiadomości teraz

"Następnego dnia pod drzwiami znaleźliśmy notatkę: 'Kocham i czekam, wreszcie będziemy mogli być razem. Wkrótce twojej żony już nie będzie.'" Z życia

"W sensie, skąd macie brać pieniądze – zdziwiłam się – nie pracujecie, a ja muszę. Syn z synową żyli z tego, co im przesyłałam z Anglii." Z życia

Piękna wieczorna modlitwa do Anioła Stróża

NIGDY nie dawaj KOTU tych 5 produktów!

Nie mogłam już tak żyć i postanowiłam podzielić mieszkanie za wszelką cenę. Ale wtedy Marek i Zosia wysunęli swoją kontrpropozycję. Okazało się, że przy podziale będę mogła kupić tylko pokój w mieszkaniu komunalnym. Ale Zosia już miała pokój!

I skoro i tak nic więcej mi nie przysługuje, to może powinnam tam się przeprowadzić? A jeśli nalegałabym na podział naszego mieszkania, powinnam zrozumieć, jakie życie mnie tutaj czeka przez miesiące, a może nawet lata.

Nie zastanawiałam się długo, spakowałam rzeczy i wyprowadziłam się pod nowy adres. Szczerze mówiąc, nie mogłam sobie wyobrazić, że ludzie mogą żyć w takich warunkach.

Bez ciepłej wody. Bez łazienki. Kuchnia – to była oddzielna historia: jedna kuchenka i trzy stoły dla trzech rodzin. Jedną z moich sąsiadek była staruszka, miłośniczka alkoholu.

Drugą sąsiadką była Maria, sprytna babka o bardzo wątpliwej reputacji, więc noce w mieszkaniu komunalnym niewiele różniły się od nocy w moim dawnym mieszkaniu.

W pewnym momencie zrozumiałam, że tak dalej żyć nie można i postanowiłam sprzedać ten pokój i zainwestować w nowe mieszkanie. Na pierwszy wkład by mi wystarczyło, nawet na trochę więcej niż pierwszy. Widząc w moich rękach broszurę „Nieruchomości”, Maria od razu wszystko zrozumiała.

Okazało się, że ma działkę, tylko 20 minut pociągiem od miasta. Wygód na zewnątrz, ale jest sauna. Zaproponowała mi kupno tej działki, przekonując, że to będzie bardziej opłacalne niż mój pokój. Zapytałam, na czym więc polega jej korzyść?

Maria chytrze się uśmiechnęła: „Sprzedam działkę – wystarczy mi na taki sam pokój. Tylko jak ty kupisz, to będę miała dwa pokoje w mieszkaniu. A wkrótce i wszystkie trzy. Staruszka dawno już przekazała mi swoją komórkę za opiekę!”

W weekend Maria zabrała mnie na działkę. Domek był mały, ale prawie nowy, a dostępność komunikacyjna była dobra. Zgodziłam się. Jesienią działkowicze zaczęli wyjeżdżać, a zimą w osadzie prawie nikogo nie było. Ale na Nowy Rok i ferie ulica znów ożyła.

Dowiedziawszy się, że mieszkam tutaj na stałe, sąsiedzi zaczęli często do mnie przychodzić. Prosili, żebym zaglądała do ich domów i sprawdzała majątek. Jeśli coś było nie tak, miałam do nich zadzwonić. W mojej książce telefonicznej pojawiło się kilka nowych kontaktów, a w kieszeni dodatkowe pieniądze.

W połowie stycznia otrzymałam wiadomość: „Dzień dobry, Anno! Jeśli zobaczy pani naszego kota, prosimy o zaopiekowanie się nim i powiadomienie nas. Syriusz uciekł po drodze do miasta, kiedy się zatrzymaliśmy.

Mamy nadzieję, że pojawi się w osadzie. Z poważaniem, Piotr”. Do wiadomości było dołączone zdjęcie czarnej mordki z żółtymi oczami.

Kilka dni później, podczas wieczornego spaceru, usłyszałam żałosne miauczenie. Włączyłam latarkę w telefonie i weszłam na podwórko, skąd dochodziły dźwięki. W świetle latarki błysnęły kocie oczy. To był Syriusz.

Przyniosłam go do domu. Rano zrobiłam zdjęcie znaleziska i wysłałam właścicielowi. Odpowiedź nie kazała na siebie długo czekać: „Jestem w delegacji. Mogę odebrać Syriusza za tydzień. Bardzo dziękuję. To za kłopot”. Na moje konto wpłynęła niewielka suma pieniędzy.

Na dzień przed przyjazdem właściciela gruby Syriusz zrobił mi niespodziankę. Kiedy wróciłam z pracy, na moim łóżku leżały trzy koty — Syriusz i dwa kocięta. Byłam w szoku, ale się nie rozkleiłam.

Kiedy piec się rozgrzewała, podgrzałam czajnik i włożyłam termofor pod kołdrę, pod kocią rodzinę. Przemianowałam Syriusza na Siri i, grożąc palcem, powiedziałam: „Mogłaś mnie wcześniej uprzedzić. I co my jutro powiemy Piotrowi?” Siri patrzyła na mnie tajemniczo i mruczała z zadowoleniem.

Następnego dnia Piotr przyjechał w porze obiadowej. Pokazałam mu kotkę z kociętami. Zagwizdał: „Teraz wszystko jasne. Ale jak to możliwe, w schronisku oddali nam ją jako młodego wykastrowanego kota! Jest tak puszysta, że nawet byśmy nie pomyśleli...

Proszę posłuchać, Anno, czy mogłaby się pani nimi zaopiekować przez kilka miesięcy? Kupię wszystko, co potrzebne, zapłacę za kłopot”. Kiwnęłam głową. Z kotami było mi weselej.

youtube.com

Następnego dnia Piotr spotkał mnie po pracy i zawiózł na działkę. Bagażnik jego samochodu był pełen pudełek z karmą, wyprawką dla kociąt, torbami z owocami i słodyczami.

Na zakupach stał koszyk z kwiatami. Zdziwiona uniosłam brew. Piotr uśmiechnął się: „To dla pani. Towarzyszka mojej kotki musi mieć dobry humor!”

Tydzień później Piotr znów przyjechał, a potem zaczął spotykać mnie po pracy i codziennie odwozić na działkę. Powiedział: „Tracę tylko godzinę. A właściwie nie tracę.

Czerpię ogromną przyjemność z przebywania z panią”. Spojrzałam na niego uważnie i zapytałam: „A pańska żona? Nie ma nic przeciwko?” Piotr cicho odpowiedział: „Mieszkam sam”.

Tydzień później zgodziłam się przenieść do Piotra. Latem wzięliśmy ślub. Dochodziły mnie jakieś plotki o Marku i Zosi, zdaje się, że dzielą nasze dawne mieszkanie. Ale to już ich problemy. Ja już żadnych nie mam.