Są ludzie, którzy wstydzą się powiedzieć komplement miłej osobie, jakby było im niezręcznie lub wstyd.

Jednocześnie mogą jednak wykazać się wielkim aktem odwagi i nie odczuć przy tym nawet krzty strachu.

Po powrocie z wojska od razu zatrudnił się jako ochroniarz w supermarkecie niedaleko domu. Co z tego? Pensja, choć niewielka, była natychmiastowa, bez konieczności studiowania czy wspinania się po szczeblach kariery. Jemu to wystarczało.

Kupił sobie tanią odzież, bo i tak nie miał się przed kim stroić. Dziewczyna na niego nie czekała, a przyjaciele jakoś się rozproszyli – jedni zajęli się biznesem, inni założyli rodziny, jeszcze inni wpadli w wir hucznych imprez, których nigdy nie lubił.

Tak więc mieszkał z matką we dwoje. Zrobili mały remont, naprawił wszystko, co się zepsuło podczas jego nieobecności, a życie toczyło się w rytmie „praca-dom”. Z naciskiem na „praca”, bo oprócz swoich zmian, nigdy nie odmawiał zastąpienia kolegów w święta czy gdy ktoś o to poprosił.

Popularne wiadomości teraz

Piękna wieczorna modlitwa do Anioła Stróża

Top 10 zaskakujących ciekawostek o kotach. Mało kto o tym wie

Hybryd psa i kota. Zdjęcia tego zwierza bardzo popularne w sieci

NIGDY nie dawaj KOTU tych 5 produktów!

Ci, którzy mieli rodziny, bardziej potrzebowali czasu. A on co? Jego jedyna radość to przynieść mamie-emerytce coś smacznego z dobrych produktów, czasem jakąś delicję, a dla siebie... może butelka piwa, telewizor i spać, bo jutro znowu praca.

– Eh, Alex, może byś w końcu poznał jakąś porządną dziewczynę – wzdychała matka. – Poszedłbyś do kina, do kawiarni... Siedzisz tu tylko w czterech ścianach z telewizorem.

– Ach, mamo, gdzie ja mam kogoś poznać? Jeszcze taką porządną! Dziś dziewczyny chcą kluby, drogie samochody, wakacje... A ja co? Zwykły ochroniarz! – i obejmując matkę za ramiona, dodawał czule: – Nie martw się, mamuś, nam jest dobrze, chodź, napijemy się herbaty...

Tak mijały dni, tygodnie, miesiące, które powoli przechodziły w lata. Zmienił kilka miejsc pracy: sklepy, biura, firmy zamykały się, na ich miejsce pojawiały się nowe, ale ochroniarze zawsze byli potrzebni. Charakter pracy odcisnął swoje piętno na jego twarzy – z początkowo poważnej i surowej stopniowo przekształciła się w ponurą i pochmurną. Tak samo było i w duszy...

Mama zaczęła się gorzej czuć. Czasem bolała głowa, czasem ciśnienie, czasem serce... Nic dziwnego – wiek. Był późnym dzieckiem, a kiedy skończył trzydzieści lat, jego mama miała już ponad siedemdziesiąt. Kilka lat później ją pochował. I wtedy zupełnie zapomniał, jak to jest się uśmiechać...

W międzyczasie zamykała się kolejna firma, w której pracował, i Alex znów przeglądał ogłoszenia o pracę. Jedno z nich szczególnie go zainteresowało, odpowiadały mu wszystkie warunki, ale... szukano ochroniarza do zoo.

– Hm, coś nowego – pomyślał, ale po chwili sięgnął po telefon. W końcu, jaka różnica, czy to sklep, czy zoo, wszędzie chodzą ludzie... Co mu z tego?

Telefon. Rozmowa kwalifikacyjna. Krótkie szkolenie. Po kilku dniach już zaczął pracę.

Na początku wszystko było jak zwykle – odpracował zmianę i do domu. Jednak... zoo to nie puste korytarze biur i firm, gdzie przez wiele godzin nie ma na czym zawiesić wzroku poza gołymi ścianami, ani supermarkety, w których rano kręcą się emeryci, w południe studenci i urzędnicy śpieszący na lunch, a wieczorem zmęczone po pracy gospodynie domowe, które jeszcze muszą przygotować kolację...

W zoo ludzie spacerują, uśmiechają się, robią zdjęcia, a dzieci śmieją się i krzyczą z zachwytu. Ale co najważniejsze, wszędzie dookoła są zwierzęta! I choć nowy ochroniarz wyglądał na dosyć ponurego, w jego wnętrzu zaczęło się coś dziać... Jakby lód monotonnego, bezsensownego życia, który skuł jego duszę, jeszcze się nie roztopił, ale zaczął topnieć...

W zoo nie zawsze było tłoczno, a w godzinach roboczych w tygodniu lub w niepogodę Alex często zwracał uwagę na klatki i wybiegi, studiował informacje na tabliczkach, a zza krat i siatek różne pary oczu, wielkich i małych, z zaciekawieniem przyglądały się nowej osobie.

Po pół roku znał na pamięć wszystkie zwierzęta w zoo, ich charaktery i nawyki, miejsca, w których żyją w naturze, i ich liczebność na wolności. A zwierzęta – znały jego. Już nie wyglądał tak ponuro i posępnie jak wcześniej, jego twarz rozluźniła się i jakby rozjaśniała, a gdy cicho rozmawiał ze zwierzętami lub obserwował ich zabawy, kąciki jego ust nieśmiało unosiły się do góry, tworząc zabawny, nieśmiały uśmiech.

Alex nie zauważał tych zmian, a w ogóle nie zastanawiał się nad sobą. Zauważał za to wszystko wokół. Pewnego dnia w drodze do pracy zauważył kotka, chudego, samotnego, z głodnymi oczami. Do rozpoczęcia zmiany zostało kilka minut, więc bez zastanowienia wsadził kotka za pazuchę i pobiegł do zoo.

Na terenie zoo mieszkał już miejscowy kot, którego karmiono i który miał swoje miejsce w ciepłym pomieszczeniu. Więc swojego nowego podopiecznego Alex umieścił tam. Kotka prychnęła na pokaz, ale potem zgodziła się przyjąć malucha na wychowanie – nie miała innego wyjścia.

Od tej pory dorosły, samotny mężczyzna Alex miał ważne zajęcie – każdego ranka, w drodze do pracy, zachodził do sklepu, żeby kupić koci konserwy dla malucha i jego kociej matki. W czasie przerwy obiadowej oraz wieczorem, po zakończeniu pracy, zaglądał do nich, aby się z nimi pożegnać. Pracownice zoo mówiły:

– Zabierz tego kotka do domu, przecież on ewidentnie uważa cię za swojego pana, wszędzie za tobą chodzi!

– Ale ja częściej jestem w pracy niż w domu. Co by robił tam sam...

Kobiety wymieniały spojrzenia.

– Uuuuu, najpierw musisz znaleźć panią domu, a potem dopiero kota – śmiały się kobiety.

Żarty żartami, ale z życiem osobistym u Aleksa jakoś nie wychodziło. Już w młodości nie za bardzo wiedział, jak zagadać do dziewczyny, a teraz, po latach milczenia i samotności, nawet nie próbował.

Wszyscy ci weseli, eleganccy ludzie z dziećmi, wózkami, balonikami i lodami wydawali mu się jedną kolorową, hałaśliwą masą, którą bacznie obserwował, dbając o bezpieczeństwo i porządek, ale nie widział ich twarzy...

Jednak pewną kobiecą twarz pamiętał w najdrobniejszych szczegółach, sam nie rozumiejąc, kiedy zdążył ją zauważyć. Przyjeżdżali każdej niedzieli, niezależnie od pogody – urocza, jasnowłosa kobieta z synem na wózku inwalidzkim. Alex zawsze czekał, aby pomóc im z wózkiem na schodach przy wejściu.

Nigdy nie wtapiała się w tłum, zatrzymując się przy tych zwierzętach, gdzie było mniej ludzi. Chłopiec szczególnie lubił obserwować wilki i lisy, a kiedy do wybiegów wypuszczono młode, nie mógł się oderwać od ich radosnych harców.

Pewnej deszczowej niedzieli, gdy prawie nie było odwiedzających, Alex postanowił zagadać. Nie do niej, lecz do chłopca. I to nawet nie on zaczął rozmowę. Chłopiec zapytał, czy te zwierzęta są naprawdę dzikie, jak w lesie, czy może nie do końca, i czy można któreś z nich, choć raz, pogłaskać. Tak zaczęła się ich męska rozmowa o wilkach, ich zwyczajach i o tym, że w zoo absolutnie nie można dotykać zwierząt.

– Chociaż... wydaje mi się, że jest jedno zwierzę, które możesz pogłaskać, jeśli się nie boisz – powiedział Alex, klęcząc obok chłopca całkiem poważnie. Ale spojrzawszy na kobietę i dostrzegłszy jej zaniepokojony wzrok, dodał: – Spokojnie, to zwierzę... jest oswojone.
Te kilka słów skierowanych do niej wprawiło go w taki zakłopotanie, jakby wyznał jej miłość. Wstał, nie patrząc na nią, i popchnął wózek inwalidzki w stronę schowka.
„Zwierzę” nie rozczarowało chłopca, chociaż okazało się zwykłym kotkiem. Zwykłym, rozbrykanym, puszystym, łagodnym kotkiem. A chłopiec na wózku inwalidzkim był zwykłym dzieckiem, więc śmiał się radośnie, gdy kotek na jego kolanach bawił się sznurowadłami od kurtki.
Tak zaczęła się ich znajomość. Teraz każdej niedzieli kotek o imieniu Malec przyjmował gości, a Alex i chłopiec, Robin, rozmawiali swobodnie, zawsze znajdując tematy do rozmów. Na ich twarzach rozkwitały podobne, chłopięce uśmiechy.
Ale z mamą, Laurą, Alex, ku swojej wielkiej rozpaczy, nie mógł powiedzieć ani dwóch słów. Każdego spotkania wyczekiwał, ćwicząc w myślach, jak zaprosić ją gdzieś (Robin zdradził „w tajemnicy”, że mieszkają sami, bez taty, i że mama z nikim się nie spotyka). Jednak pewnej niedzieli, nie mógł się na niczym skupić, a słowa dosłownie utykały mu w gardle.
Ale jak wiadomo, mężczyznę zdobią nie słowa, lecz czyny. I ktoś na górze, widząc, jak męczą się i tracą czas trzy dobre osoby i jeden wspaniały kotek, dał Aleksowi szansę na czyn, który wyrazi więcej niż tysiąc słów...

Pewnej niedzieli Alex miał dzień wolny, który przypadł w grafiku po raz pierwszy od dłuższego czasu. Nie mógł przegapić spotkania z Laurą i Robinem, więc około południa udał się do zoo. Idealnie wyczuł czas i spotkali się przy wejściu.

„Dzisiaj na pewno powiem!” – myślał Alex, próbując się skupić. Tymczasem przeszli połowę zoo, zajrzeli do schowka do Malca, a potem udali się do wybiegu dla lisów i wilków. Igrzący kotek poszedł za nimi.

Obok wybiegu wilków rósł ogromny topola, na którą Malec się wspiął, polując na wróble. Beztrosko skakał po grubej gałęzi drzewa, która zwisała nad wybiegiem młodych wilków. Wilki-podrostki urządzały hałaśliwe harce, udając poważną walkę, a Malec, być może zauroczony widokiem, albo przestraszony, nie utrzymał równowagi i spadł prosto do wilków! Te natychmiast przerwały grę i rzuciły się w kierunku kotka...
Wszystko to wydarzyło się w ciągu kilku sekund na oczach osłupiałych widzów, w tym Laury i Robina, a Alex...

– Nie hałasujcie, proszę! – powiedział. – Lauro, zadzwoń do pani Tamary, niech otworzą wybieg, ja wejdę... – I podał jej swój telefon.
Następnie szybko i zręcznie wspiął się na wysoki płot, zeskoczył do wybiegu i spokojnie ruszył w stronę wilków, które otoczyły syczącego i warczącego kotka.
Wilk to bez wątpienia poważny i niebezpieczny drapieżnik, ale szczeniaki-podrostki nie są jeszcze na tyle pewne siebie, by szybko podejmować decyzje. Dlatego stały wokół nieznanego zwierzątka, wyciągając szyje i z zaciekawieniem patrząc na siebie – kto pierwszy zdecyduje się „pobawić” zdobyczą? Na dodatek, nie były głodne.

Alex miał więc kilka sekund, aby uratować Malca. O sobie w ogóle nie myślał, nie bał się młodych wilków, szedł spokojnie i zdecydowanie, a one, wyczuwając w nim pewność siebie przywódcy, rozstąpiły się. Do kotka zostały dwa kroki. Stał, wygięty w łuk, sierść miał najeżoną, a w rozszerzonych źrenicach czaił się strach...

„Tylko nie uciekaj! Dogonią cię w dwóch skokach i wtedy już... nie uratuję cię”.

Alex nachylił się i wyciągnął rękę, w skroniach mu pulsowało, jakby miał zostać porażony prądem, gdy tylko dotknie kotka. Napięcie skumulowało się w powietrzu w tych kilku sekundach...

Nagle zaskrzypiały drzwi wybiegu, pracownicy zoo otworzyli je z zewnątrz. Wilki obejrzały się, Malec już chciał uciekać, ale silna ręka uchwyciła go mocno, podnosząc w powietrze.

Przycisnąwszy kotka do piersi i nieco skrzywiwszy się od dwudziestu ostrych pazurków, Alex pewnie ruszył w stronę drzwi, za którymi stali pracownicy zoo, gotowi do interwencji. W końcu sytuacja była nadzwyczajna – w klatce z drapieżnikami znajdował się człowiek, który nie pracował ze zwierzętami.

Interwencja okazała się jednak niepotrzebna. Stado towarzyszyło Aleksowi aż do drzwi, zachowując szacunek i dystans.

A potem wszystko jakoś samo się ułożyło, jakby Alex jednym ruchem przeskoczył schody ich znajomości, na których nie mógł wejść na drugi stopień.

Wieczorem siedzieli przy herbacie w kuchni. Później Laura smarowała zieloną farbą zadrapania Aleksa, zadane przez uratowanego „drapieżnika”, a Robin pokazywał Malcowi swój pokój

, a właściwie teraz ich wspólny.

Dobrze, że mężczyznę zdobią nie słowa, a czyny. I ci, którzy nie odważą się zaprosić kobiety na randkę, mogą po prostu wejść do klatki z wilkami.

Albo przynajmniej uratować bezdomnego kotka...