Ale czy dużo rozumu potrzeba, żeby wszystko naprawić? Weszła do internetu, obejrzała kilka filmów: „Wszystko jest proste!” – podniosła się na duchu i pobiegła po klucz do komórki.
Pół godziny zmagań, próbowała tak i owak, ale nic nie wychodziło. Zwykłych słów brakowało, więc kobieta pożyczyła sobie „złe”, żeby opowiedzieć kranowi wszystko, co o nim myśli.
– Mamo, powiedziałaś złe słowa? – zapytał spod szafki jej ośmioletni syn Mateusz. Iryna podskoczyła ze zdziwienia i upuściła klucz sobie na palec.
Znowu posypały się przekleństwa. Syn zakrył uszy rękami, a potem skarcił matkę za niecierpliwość.
– Włożysz do naszej skarbonki 35 złotych. Obliczyłem po 5 za każde złe słowo – kontynuował wychowywanie matki Mateusz.
Po raz pierwszy zostałam mamą, nie rodząc dziecka. 'Co mnie obchodzą cudze dzieci. Niech to matki się o nie martwią' – mówiłam i nie wytrzymałam
"Następnego dnia pod drzwiami znaleźliśmy notatkę: 'Kocham i czekam, wreszcie będziemy mogli być razem. Wkrótce twojej żony już nie będzie.'" Z życia
"W sensie, skąd macie brać pieniądze – zdziwiłam się – nie pracujecie, a ja muszę. Syn z synową żyli z tego, co im przesyłałam z Anglii." Z życia
Dziecko zostawiło psa i notatkę w parku. Płakali prawie wszyscy
– Patrzcie go, jaki z niego moralista! – zirytowała się matka. – Weź pieniądze z bufetu i leć po chleb, a ja tymczasem tutaj skończę.
Syn rzucił okiem na chlebak, w którym leżał świeży bochenek, i zrozumiał, że mama potrzebuje być sama.
„Oby znów nie płakała” – poprosił sam nie wiedząc kogo, po czym wyszedł na dwór. Odkąd ojciec zostawił ich dla innej rodziny, mama płakała każdej nocy. Rano z uśmiechem budziła go do szkoły, ale dociekliwych oczu syna nie dało się oszukać. Wiedział, że oczy były czerwone nie od tuszu, jak się tłumaczyła.
Chłopcy grający na podwórku w piłkę zawołali przyjaciela, żeby dołączył, ale Mateusz nie miał nastroju.
– Nie mam czasu na zabawę – mówił sam do siebie. – Muszę ratować mamę. Będę szukał majstra.
Usiadł na ławce obok lokalnego „wywiadu”, czyli babć z mieszkań 12 i 16.
– Dzień dobry, panie! – ukłonił się galancko. – Mogę usiąść obok?
– Mateuszu, jaki z ciebie dżentelmen – skomplementowała babcia Magda. – Trzeba przyznać, twoja mama dobrze cię wychowuje.
– No tak – zgodził się dziecko. – Mama dobrze o mnie dba, ale o nią nikt. Może mogłybyście mi pomóc. Czy nie ma przypadkiem w naszym domu jakiegoś kawalera? Tylko żeby miał złote ręce, bo mamy dużo pracy, a ja jeszcze ze wszystkim sobie nie poradziłem – podkreślił Mateusz, unosząc wskazujący palec do góry.
Babcie spojrzały po sobie, zaczęła się narada. Przeliczyły wszystkich mieszkańców, którzy mogliby pasować do opisu Mateusza, i jednogłośnie krzyknęły:
– Mieszkanie ósme! – kontynuowała babcia Magda. – Tam mieszka nowy, pan Szymon. Przeprowadził się do nas do Gliwic dwa tygodnie temu przez pracę. Jego firma otworzyła tu jakiś oddział czy coś. Dwa dni temu się wprowadził, ale jeszcze nie poznał wszystkich sąsiadów.
– Taki chłopak – podchwyciła babcia Walentyna, pokazując „lajka”. – Ustawił mi telewizor i naprawił radio.
– A mnie wymienił żarówkę i przykręcił półkę – przypomniała sobie swoje, babcia Magda.
– No cóż, tę kandydaturę warto rozważyć – zgodził się Mateusz, po czym pobiegł do ósmego mieszkania. Zapukał swoimi małymi piąstkami do drzwi i po kilku minutach oceniał pana Szymona.
– Dzień dobry! Mam na imię Mateusz, mieszkam w tym domu z mamą – przywitał się i przedstawił.
– Miło cię poznać, Mateuszu! Ja jestem Szymon – mężczyzna wyciągnął rękę do dziecka na powitanie. – Mogę ci zaproponować cukierka albo coś innego?
– Wybieram inną opcję. Czy mógłby pan naprawić kran w naszej kuchni, żeby moja mama przestała płakać i narzekać na swoje ciężkie życie?
– No proszę? Poważna sprawa. Poczekaj chwilę, wezmę narzędzia.
Po kilku minutach Mateusz szybko zapoznał dwójkę dorosłych ludzi, którzy przy pierwszym spotkaniu zaczęli się krępować. Szymon szybko poradził sobie z usterką, a Iryna tymczasem nakryła do stołu. Częstowali gościa domowymi babeczkami i herbatą. Szymon zasiedział się do późnej nocy. Mateusz uciekł do swojego pokoju, aby dorośli mogli zostać sami.
Rano oczy matki błyszczały, po raz pierwszy od kilku miesięcy dobrze spała i nie płakała. Szymon przyszedł w gości ponownie, przyniósł Irinie kwiaty i tort, żeby, jak to ujął, „utrwalić znajomość”, a dla Mateusza szachy. Obiecał nauczyć go grać.
Po kilku miesiącach Szymon przeprowadził się do ich mieszkania. Iryna i Szymon wzięli ślub. Mężczyzna poprosił chłopca o pozwolenie, aby zostać jego tatą, na co ten zgodził się, mówiąc:
– Szukałem majstra, a znalazłem tatę. Ale niespodzianka!"