Chociaż przyjął mnie jako własne dziecko, dał swoje nazwisko, a czasem nawet coś do mnie powiedział, to w sercu zamknął dla mnie miejsce. Mama dosłownie służyła swojemu nowemu mężowi, bo bała się znowu zostać sama z małym dzieckiem na rękach.
Nie byłam kochana za to, że po prostu jestem. Miłość rodziców musiałam zdobywać pomocą w domu, dobrymi ocenami w szkole, pierwszymi miejscami w zawodach. Gdy w naszej rodzinie pojawił się młodszy brat, Stanisław, wszystkie moje starania, by zwrócić na siebie uwagę, okazały się bezowocne. Dla mamy i taty istniało teraz tylko ich wspólne dziecko. Czułam się obca w tej rodzinie i w tym domu.
Nic dziwnego, że jedyne, czego pragnęłam, to odejść i zacząć własne życie. Dostałam się na studia w innym mieście. Na pierwszym roku zakochałam się w swoim wykładowcy. Pan Roman był starszy ode mnie o 14 lat. Ukrywaliśmy nasz romans, mieszkaliśmy razem, rano szliśmy na uczelnię o różnych porach, żeby nikt niczego się nie domyślił.
Nikomu nie mówiłam o swoim związku. Nie miałam przyjaciółek, a rodzice już dawno przestali się interesować moim życiem. Po ukończeniu studiów Roman oświadczył mi się, więc zadzwoniłam do rodziców, aby zaprosić ich na własny ślub. Byli oczywiście trochę zszokowani, ale nie zadawali żadnych pytań.
Na nasze wesele przyjechali niemal ostatni. Pytali o mojego narzeczonego zaproszonych gości, a nie mnie. Kiedy dowiedzieli się, że jest wykładowcą, postanowili się przypodobać. Stanisław też musiał się dostać na studia, a do nauki nie miał ani trochę ochoty.
"Roześmiałam się: kto kogo utrzymuje, mieszkanie jest moje, jeździ moim samochodem. Wynika z tego, że to ja jego utrzymuję, a nie odwrotnie." Z życia
"Nie mogłam sobie przypomnieć na co wydałam 150 euro. Była myśl: „A może te pieniądze zabrał Artur?” Ale przecież nie mógłby się tak zachować" Z życia
„Nie mam miejsca dla niej, a twoja narzeczona, bez grosza i mieszkania” – zauważyła teściowa do syna w mojej obecności. Zniosłam to.” Z życia
"Wiem, kiedy jesteś na mnie zła, ale się powstrzymujesz, Kiedy chcesz dzielić się radością i tańczyć. Znam moją żonę, jesteś najlepsza." Z życia
Rodzice zdecydowali się więc wykorzystać rodzinne znajomości. Mój mąż pomógł mojemu bratu dostać się na studia dzienne i ciągnął go przez całe cztery lata. Brat mieszkał u nas, jadł nasze jedzenie i ani razu mi nie pomógł.
Rodzice też milczeli, nawet nie pytali, czy mamy możliwość przyjąć Stanisława. Mieszkaliśmy w kawalerce, wszyscy musieliśmy się ścisnąć. Oczywiście mojemu mężowi się to nie podobało, ale dobrze, że Roman zrozumiał moją sytuację.
Po zakończeniu studiów brat w końcu wyprowadził się na swoje. Z kolegą z roku postanowili założyć własny biznes. Pieniądze na zakup potrzebnych towarów pożyczał ode mnie. Ich biznes odniósł sukces i Stanisław dość szybko się wzbogacił.
Uważam, że miał po prostu szczęście, innym ludziom rozkręcenie działalności zajmuje lata. Brat jednak uważał się za najmądrzejszego i nie chciał przyznać, że po prostu miał farta.
Pieniądze psują ludzi, nasze relacje się pogorszyły. Rodzice wciąż tylko chwalili swojego synka, jaki to on zdolny. O moim istnieniu znów zapomniano. Kiedy jednak ojczym zachorował, matka uznała, że to ja powinnam się nim zająć.
Sama do mnie zadzwoniła i oznajmiła, żebym zostawiła swoje sprawy i przyjechała jej pomóc. To, że mam pracę, męża, własne sprawy i problemy, w ogóle jej nie obchodziło. Oczywiście odmówiłam i znów zostałam ta „zła”. „Jakże jesteś niewdzięczna! Tomasz przyjął cię jak własne dziecko, wychował, wykształcił, a gdy nadszedł czas, by odpłacić mu tym samym, odwracasz nos.”
Taka jest filozofia życia mojej matki. Dlaczego nie zadzwoni do swojego ukochanego synka? Przecież to on taki zdolny. Wszystko osiągnął sam, nikt mu w niczym nie pomagał. Niech teraz ten zdolniacha zajmie się swoim tatą albo wynajmie mu opiekunkę. Tak właśnie powiedziałam mamie, a ona tylko bardziej wybuchła niezadowoleniem!
Od kilku dni nie rozmawiamy. Wczoraj w odwiedziny wpadł mój braciszek, domagając się, żebym zabrała ojca do siebie i opiekowała się nim. Wyobrażacie sobie, co za bezczelność. Mój mąż wyrzucił go za drzwi. Ależ mam rodzinkę!