Na początku nawet byłam na nich zła za to, że nie wspierali mnie finansowo, ale teraz rozumiem, że w ten sposób wychowywali we mnie poczucie odpowiedzialności za własną przyszłość.
Nauczyłam się łączyć naukę z pracą, potrafię oszczędzać i znam wartość każdego zarobionego grosza.
Po ukończeniu studiów wiedziałam, że nie chcę co miesiąc wydawać dużych sum na wynajem mieszkania. O wiele lepiej było te same pieniądze inwestować we własne lokum. Zatrudniłam się na całkiem dobrą posadę i wzięłam mieszkanie na raty.
Pracowałam jak szalona, nie odmawiałam żadnej pracy, byłam w pracy od rana do późnej nocy. Taki sumienny wysiłek nie pozostał niezauważony i po pewnym czasie awansowałam.
Z Romanem spotkaliśmy się, kiedy byłam już całkiem dobrze sytuowaną kobietą z własnym mieszkaniem i przyzwoitą pensją. Mąż zarabiał znacznie mniej, ale nie uważałam tego za problem – a szkoda.
Myślałam, że mój sukces będzie dla niego inspiracją i że sam zapragnie czegoś więcej. Wygląda na to, że Romanowi wszystko odpowiadało i dobrze się przy mnie urządził.
Nie wiem dlaczego, ale zgodziłam się za niego wyjść. Później urodził nam się syn. Jestem z natury osobą nastawioną na karierę, ale macierzyństwo uczyniło mnie bardziej łagodną i wrażliwą. Postanowiłam, że pierwszy rok całkowicie poświęcę dziecku i nie będę się spieszyć z powrotem do pracy.
Kiedy jednak dostałam zasiłek macierzyński, a mąż przekazał zaledwie 500 złotych ze swojej pensji, zrozumiałam, że tak się nie da. Na te pieniądze po prostu nierealne było utrzymać dziecko. Pieluszki, chusteczki, ubrania, pieluchy, jedzenie… Potrzebne jest o wiele więcej!
Zapytałam Romana, na co wydaje resztę swoich pieniędzy, skoro mieszkanie jest nasze, jedzenie kupuję ja z tych samych pieniędzy. Jedyne, co robi, to opłaca rachunki. Przy jego pensji 3000 złotych powinna być jakaś reszta.
Wtedy okazało się, że 1500 złotych co miesiąc oddaje swojej matce. W młodości wiodła rozrywkowe życie, nigdzie nie pracowała, a teraz nie ma z czego żyć. Ale dlaczego to mają być nasze problemy? Mamy własną rodzinę, małe dziecko, nasze potrzeby.
Kiedy porozmawiałam z nim na ten temat, Roman jakby się zgodził i obiecał, że uprzedzi matkę, żeby szukała pracy, bo nie będziemy już dawać jej pieniędzy.
Jak tylko ta furia wpadła do nas, zrobiła taką awanturę, że nawet nie spojrzała na to, że w domu jest małe dziecko. Krzyczała, że jestem wyrachowaną zdziczką i wyszłam za jej synka tylko dla pieniędzy, a Roman wziął mnie na utrzymanie z litości.
Roześmiałam się tej szalonej kobiecie prosto w twarz. To kto kogo wziął? Mieszkanie jest moje, wszystko w mieszkaniu należy do mnie, on nawet jeździ moim starym samochodem, bo swojego nie ma. Wynika z tego, że to ja jego utrzymuję, a nie odwrotnie.
Aby przycisnąć teściową, powiedziałam jej, ile zarabiałam miesięcznie przed macierzyńskim. Na to odpowiedziała, żebym wróciła do pracy, a ona będzie zajmować się wnukiem za skromne wynagrodzenie – 1500 złotych miesięcznie.
Wyrzuciłam ją z mojego domu i kazałam nawet nosa nie pokazywać. Jak myślicie, co zrobił Oleg?
Zaczął mnie strofować, że tak nie można, przecież to jego matka i należy się jej szacunek. Nawet zagroził, że jeśli nie przeproszę, to nie będzie ze mną mieszkać. Trafił na niewłaściwą osobę, by wymuszać swoje prawa.
Po kilku minutach ze spakowanymi rzeczami wyleciał za swoją matką. Niech mieszkają razem i dzielą jego skromną pensję. Sama wychowam i wykształcę swoje dziecko bez takiego nieudacznika męża i chciwej babci.