Mój syn studiuje na magisterce. Kończy ją tej zimy i śmiało może podjąć pracę w zawodzie. Byłam taka dumna, że jest taki odpowiedzialny, myśli o swojej przyszłości, a nie jak inni – tylko imprezy i dziewczyny w głowie.

Tak myślałam, bo nie wiedziałam, co nasz Tomasz zmalował. Przychodzi kiedyś do domu i oznajmia, że się będzie żenić.

– Gdzie, jak, z kim? – wypytywałam, bo nic z tego nie rozumiałam.

A on nam wyznał, że ma dziewczynę Alicję. Jest w ciąży, urodzi na wiosnę. On dziecka się nie wyrzeknie i swoją dziewczynę kocha, więc nie chce słyszeć żadnych rad, jeśli postanowimy go od tego odwieść.

Płakałam kilka dni, bo nie wiedziałam, jak można tak zaprzepaścić swoje życie. Ale w końcu się pogodziłam i powiedziałam, żeby przyprowadził synową do domu, żeby się nie tułali po jakichś wynajętych pokojach.

Popularne wiadomości teraz

"Następnego dnia pod drzwiami znaleźliśmy notatkę: 'Kocham i czekam, wreszcie będziemy mogli być razem. Wkrótce twojej żony już nie będzie.'" Z życia

Dziecko zostawiło psa i notatkę w parku. Płakali prawie wszyscy

Top 10 zaskakujących ciekawostek o kotach. Mało kto o tym wie

NIGDY nie dawaj KOTU tych 5 produktów!

Nie będę wam opowiadać, że to dziewczę nic nie umie zrobić. Mogłaby przynajmniej dla przyzwoitości zaoferować jakąś pomoc, ciąża to przecież nie choroba. Ale Alicja to inny rodzaj dziewczyny.

Ona jest panią, której wszyscy powinni służyć. Za cokolwiek się weźmie, nic jej nie wychodzi. Nie zamierzam jej pouczać, niech to robi jej własna matka. Starałam się nie wtrącać w ich życie, niech żyją, jak chcą.

Kiedy syn dostał dyplom, świętowaliśmy całą rodziną. Podczas kolacji zaczęłam rozmowę o pracy. Zasugerowałam, że teraz Tomasz mógłby zacząć pracować w zawodzie, a nie garbić się na budowie, gdzie poszedł pracować, kiedy zaczął spotykać się ze swoją księżniczką.

Ale kiedy synowa usłyszała moją propozycję, rzuciła się na mnie:
– A skąd on weźmie pieniądze na rodzinę? Myślicie, że ekonomista dużo zarabia? Niech zostanie w tej pracy. Wkrótce mam rodzić, a nie mamy ani kołyski, ani wózka, ani rzeczy dla dziecka.

Jakoś, nie myśląc, zaproponowałam:
– To my z ojcem wam pomożemy. O wózek się nie martwcie, kupimy go.

Nie wiem, jaki diabeł mnie podkusił, żeby to powiedzieć, bo kiedy weszłam do sklepu zapytać o cenę, byłam w szoku. Za te pieniądze, które chcieli, można by kupić stare, ale dobre i sprawne auto. 9200 złotych! Gdzie to się widzi?

Na szczęście z pomocą przyszła moja dobra przyjaciółka. Jej syn sprzedawał wózek. Używany tylko po jednym dziecku, w dobrym stanie. I to nie za takie szalone pieniądze, chociaż dla nas i 800 zł to niemała suma. Na szczęście kupiliśmy.

Przywieźliśmy wózek do domu, pokazaliśmy synowi, wydawało się, że mu się spodobał. Ale kiedy synowa go zobaczyła, od razu zrobiła awanturę:

– Co to jest? Z którego to roku? Może w nim jeszcze Tomasza wożono? Nie położę swojego dziecka w tym – powiedziała z obrzydzeniem i zadarła nos.

– A czymże my ci nie dogodziliśmy? – nie wytrzymałam.

– Już zamówiłam wózek przez internet. Piękny, nowoczesny model. Z takim nie wstyd pokazać się ludziom. I jeszcze trafiłam na promocję. Kosztował 9200, a mnie wyszedł za 7000.

– Chyba rozum ci się pomieszał, żeby tyle pieniędzy wydać? A skąd je wziąć, pomyślałaś? Ale przecież tobie obojętne! Żyjesz u nas na gotowym, a jeszcze nie chcesz się dostosować. Normalna synowa na twoim miejscu by podziękowała. Bez wstydu!

Może trochę przesadziłam, ale nie żałuję tego, co powiedziałam. Prawda jest taka, że tego samego wieczoru syn zebrał ich rzeczy i przeprowadził się do siebie. Mąż też ze mną nie rozmawia.

Mówi, że mam jadowity język i przez to teraz nie tylko syna, ale i wnuka nie będziemy widzieć. Myślę, że jeszcze sami przybiegną się pogodzić, kiedy poczują, jak trudno jest wychowywać małe dziecko na własną rękę.