Będziecie zaskoczeni wydarzeniami, jakie miały miejsce w szkole, do której uczęszcza moje dziecko.

Moje dziecko chodzi do drugiej klasy w szkole podstawowej. W klasie jest ponad 20 dzieciaków, a rodziny mają różny status materialny. Mamy jednego chłopca, którego rodzina naprawdę potrzebuje pomocy.

Robert jest sam w sobie dobrym chłopcem, a jego mama też jest rozsądną osobą. Wiem, że kiedyś żyli normalnie, ale w pewnym momencie ojciec postanowił, że ma dosyć ojcostwa i odszedł. Nie interesuje go dziecko ani była żona – ma nową, wielką i prawdziwą miłość.

Matka Roberta wystąpiła o alimenty. Dostaje grosze – były mąż okazał się sprytny, od razu zmienił pracę, aby mieć minimalny oficjalny dochód. Matka Roberta pracuje, ale na jej barkach spoczywa też opieka nad chorą matką, której emerytura ledwie wystarcza na leczenie.

Dziecko zawsze chodzi czysto ubrane, ale widać, że szkolny mundurek jest już zużyty. Na zajęcia z wychowania fizycznego przez miesiąc chodził w szkolnych butach – nie miał sportowych. Jego mama nigdy się nie skarżyła, a o trudności opowiedziała nasza wspólna znajoma.

Popularne wiadomości teraz

Najmniejszy pies świata imieniem Toudi żyje w Polsce

Nie ma świąt bez sernika. Sprawdzony przepis na sernik królewski

Top 10 zaskakujących ciekawostek o kotach. Mało kto o tym wie

Hybryd psa i kota. Zdjęcia tego zwierza bardzo popularne w sieci

Jak w każdej szkole, w drugiej klasie dzieci mają 5-6 lekcji dziennie, pięć dni w tygodniu. Na koniec dnia dzieci są już głodne, więc zazwyczaj jedzą obiad w szkole.

Pewnego dnia odbieram córkę ze szkoły, a ona prosi o jedzenie. No więc pytam:

– Dlaczego jesteś głodna? Przecież macie obiad po czwartej lekcji? Nie jadłaś czy nie było obiadu?

– Mamo, dzisiaj nie jadłam.

– Co się stało? Nie smakowało ci?

– Nie wiem, chyba było smaczne.

– To nie rozumiem, co się stało?

– Mamo, tylko mnie nie zbesztaj. Mama Roberta nie ma pieniędzy na obiad, więc on dojada po nas. A dzisiaj wszyscy biegali na wychowaniu fizycznym i zjedli wszystko, a ja spóźniłam się na obiad. Robert był głodny, a mi go tak szkoda, że oddałam mu swoją porcję.

Na moje oczy natychmiast napłynęły łzy. Oczywiście nie podobało mi się, że moje dziecko zostało głodne, ale byłam szczęśliwa, że moje dziecko jest takie dobre. To znaczy, że jednak wychowuję je właściwie.

Pewnego razu w naszej szkole odbyło się zebranie rodziców, na którym jak zawsze zaczęły się kolejne debaty. Jedna z mam poruszyła temat wyżywienia.

Powiedziała, że nie podoba jej się, że Robert dojada po dzieciach, że swoim wyglądem psuje im apetyt i ciągle coś wyprasza.

Chociaż moja córka mówiła, że on zawsze siedzi z boku, dopóki dzieci nie skończą jeść. Na szczęście dzieci okazały się bardziej wrażliwe niż ich rodzice: ktoś proponował mu jabłko, ktoś kotleta.

Wszyscy zaczęli mówić naraz, a biedna mama Roberta zaczerwieniła się jak burak. Niektórzy zaczęli żądać, aby w ogóle zabronić Robertowi wchodzenia do stołówki.

youtube.com

W naszej klasie jest mama wielodzietna, Anna, której dziecko ma bezpłatne wyżywienie. Nie wiem, dlaczego Robert tego nie ma – może nie zebrali dokumentów, może nie zakwalifikowali się na listę. Wtedy Anna wstała i powiedziała:

– Szanowni rodzice, proszę na chwilę zamilknąć i posłuchać mnie. Czy widzicie siebie z boku? Teraz omawiamy zakaz wstępu dziecku do stołówki, aby nie dojadało po waszych dzieciach! Jakie dzieci planujecie wychować?

Czy myślicie, że wasze dzieci wyrosną na współczujących i dobrych ludzi, jeśli ich rodzice odmawiają dziecku kawałka chleba? W przeciwieństwie do was, wasze dzieci żałują Roberta i dzielą się z nim.

Mówi się, że dzieci są mądrzejsze od dorosłych. Mamy dwa wyjścia, aby rozwiązać ten konflikt: kontynuować bezsensowną dyskusję albo złożyć się na wyżywienie dziecka i z czystym sumieniem przed Bogiem i własnymi dziećmi wrócić do domu.

Robert to dobry chłopiec. Nie obraża nikogo, wszyscy się z nim przyjaźnią. Mamy jedno takie dziecko i nikt nie zbiedniał od 50 złotych.

W tym momencie mama Roberta chciała coś powiedzieć, a Anna otworzyła portfel, wyciągnęła dwieście złotych i położyła na biurku nauczyciela. Wszyscy zamilkli i zapadła cisza.

Po chwili jeden z rodziców również położył pieniądze na stole, a potem zadziałała reakcja łańcuchowa. Nawiasem mówiąc, jedna zamożna pani prychnęła i wyszła.

Zebrali kwotę, która wystarczyła do końca roku szkolnego.

Dwa dni później moja córka wróciła do domu bardzo szczęśliwa:

– Mamo, wyobraź sobie, teraz Robert je z nami!