Jestem jednym z tych mężczyzn, których postrzega się jako poważnych. Dla obcych, tak, ale bliscy wiedzą, że jestem wesołkiem i duszą towarzystwa.

Zawsze starałem się wszystko obracać w żart i poprawiać innym nastrój humorem. Może to właśnie za to pokochała mnie Agnieszka.

Nasze relacje od początku były wyjątkowe. Nie mieliśmy długich randek, kłótni ani gwałtownych wybuchów uczuć. Rozumieliśmy się bez słów.

Myślę, że tak właśnie powinno być. Wzięliśmy ślub i zaczęliśmy wspólne życie. Miałem własne mieszkanie, które odziedziczyłem po dziadku.

Razem z Agnieszką zrobiliśmy remont i urządziliśmy wszystko według naszego gustu. Jedno z pomieszczeń w mieszkaniu pozostawało puste.

Popularne wiadomości teraz

"Surowo zapytałam kochankę mojego męża, czy wie, co się stało z jej poprzedniczką. Kiedy zobaczyłam strach na jej twarzy, wróciłam do domu": Polka

"Rodzice zaplanowali całe moje życie beze mnie a ja uciekłam od nich przed propozycją małżeństwa z przyjacielem. Mam już dziecko i trudny wybór": mama

"Moja córka i jej mąż zamieszkali w moim starym mieszkaniu – nie spodobało się, bo stare, chciałem wziąć kredyt na nowe a zięć niezadowolony": z życia

5 lat temu żona zostawiła go z 7 dziećmi. Jak potoczyło się życie 36-letniego samotnego ojca?

Myślałem o urządzeniu tam gabinetu, a żona wspomniała, że to może być pokój dziecięcy.

Na początku nie byłem przekonany do tego, by od razu mieć dzieci, ale nie chciałem też sprawiać jej przykrości.

Postanowiliśmy żyć bez presji. Jeśli Bóg da dziecko, to będzie. Minął rok, potem drugi. Powoli przeniosłem się do tego pustego pokoju, ale nie mogłem tam pracować.

Za każdym razem, gdy tam wchodziłem, myślałem tylko o synu lub córce.

Chociaż nie rozmawialiśmy o tym otwarcie, oboje martwiliśmy się, dlaczego nic się nie dzieje.

Agnieszka zapisała się na wizytę u lekarza. Wróciła jakby odmieniona. Niby się cieszyła, ale coś ją trapiło.

– Martwiliśmy się... A ja idę do lekarza, on bada mnie z uśmiechem i mówi, że jestem w ciąży – powiedziała i rzuciła mi się w ramiona.

To był pierwszy raz, kiedy, jako krzepki i poważny mężczyzna, rozpłakałem się.

Ciążę Agnieszki trudno nazwać lekką. Prawie co miesiąc leżała w szpitalu na podtrzymaniu.

Okazało się, że powiedziała mi o ciąży, ale nie wspomniała o ostrzeżeniu lekarza. Powiedziano jej, że poród może być ryzykowny – mogła nie donosić dziecka lub nawet poświęcić własne życie.

Agnieszka nikogo nie posłuchała i nic mi nie powiedziała. Wiedziała, że będę ją odwodził od tego pomysłu.

W siódmym miesiącu ciąży zaczęły się przedwczesne porody. Przez kilka dni lekarze walczyli o życie Agnieszki i naszej córeczki, aż w końcu przynieśli dobre wieści.

Obie były stabilne. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem swojego Anioła, znów się rozpłakałem (to już drugi raz, kiedy słyszycie o łzach tego krzepkiego mężczyzny).

Nie mogłem się doczekać, aż będę mógł wziąć naszą maleńką na ręce i zabrać ją do domu.

Na szczęście zdrowiu naszej Nadziejki już nic nie zagrażało. Dwa miesiące później zabrałem swoje dziewczyny do domu.

Gdy poszedłem podziękować lekarzowi, ten ostrzegł, byśmy więcej nie myśleli o kolejnych dzieciach. Druga ciąża mogłaby być śmiertelna zarówno dla matki, jak i dla dziecka.


youtube.com

Powiem wam szczerze, że nasza Nadziejka zastępuje nam dwoje dzieci. Bardzo kochamy naszą córeczkę i dziękujemy Bogu za taki dar.

Kiedyś Agnieszka wspomniała o drugim dziecku, ale byłem kategorycznie przeciwny! Pokłóciliśmy się nawet o to. Wyszedłem na spacer, żeby ochłonąć, a Nadziejka pobiegła za mną.

Wziąłem ją ze sobą na plac zabaw. Podczas gdy Nadziejka się bawiła, podeszła do mnie młoda kobieta i poprosiła, żebym przez chwilę popilnował jej niemowlęcia, które spokojnie spało w wózku.

- Tylko na kilka minut, muszę pobiec po pieluchy – powiedziała i zniknęła.

Minęła godzina, druga, a mamy chłopca nie było. Mały już się obudził i patrzył na mnie nieprzyjaźnie.

Zacząłem pytać inne mamy, czy widziały tę kobietę. Wziąłem Nadziejkę i poszliśmy do najbliższych sklepów z pieluchami – bezskutecznie. Nie miałem wyjścia – zadzwoniłem na policję.

Zabrali dziecko ode mnie, a matkę chłopca ogłosili w poszukiwaniach.

Kiedy wróciłem do domu, opowiedziałem wszystko Agnieszce. Serce jej się ścisnęło. Tym, którzy chcą dzieci, Bóg nie daje, a takie „kukułki” mają je bez problemu.

Dwa dni później poszedłem na komisariat dowiedzieć się, czy znaleziono mamę chłopca.

Powiedziano mi, że napisała oficjalną rezygnację z syna i oddała go do domu dziecka. Nie potrzebowałem więcej informacji.

Obecnie załatwiamy wszystkie potrzebne dokumenty, aby zabrać syna do domu. Nadziejka już nie może się doczekać swojego młodszego braciszka.