Przyjęliśmy syna i jego żonę do siebie, bo nie chcieli mieszkać na wsi u teściów. Kiedy mój mąż odszedł, syn zaczął się zmieniać i we wszystkim spełniać oczekiwania synowej. Jakby sam zapomniał, jak myśleć.
– Mamo, dlaczego jesteś taka uparta? Byłaś u Anny na wsi, widziałaś, jaka tam piękna przyroda. Jest tam dla ciebie ładny domek. To, że jest bez remontu – to nie problem, kiedyś się zrobi. Ale będziesz miała ogród, świeże powietrze, a czego jeszcze potrzebujesz na emeryturze? – od kilku dni syn namawia mnie do przeprowadzki.
Ale ja nie chcę wyprowadzać się z mojego ukochanego mieszkania, bo tutaj przeżyłam najlepsze lata mojego życia, mam tu tyle wspomnień. I w końcu, dlaczego to ja mam się przeprowadzać, a nie syn z synową?
Tak się złożyło, że mieszkamy razem w dwupokojowym mieszkaniu – syn z synową i ja. Mój mąż odszedł rok temu. Dopóki żył, wszystko było na nim oparte, teraz dla syna i synowej nie tylko nie jestem autorytetem, ale nawet ciężarem, choć niczego od nich nie oczekuję, radzę sobie sama.
Chociaż każdy z nas ma swoje pokoje, synowa już proponowała, żebyśmy się rozdzielili. Ale jak? Mieszkanie jest wspólne, jeśli je sprzedamy, nawet na jednoizbowe dla każdego nie starczy. Rodzice synowej mieszkają na wsi, więc ona namawia syna, żeby przesiedlił mnie tam.
Mają tam wolny domek, który odziedziczyli po babci. Widziałam go, nie był remontowany od 30 lat, wszystkie wygody na zewnątrz, wodę trzeba nosić ze źródła. Co prawda, jest tam ładny sad i ogród, ale co z tego? Dlaczego na starość miałabym żyć u obcych ludzi?
Dlatego kategorycznie odmówiłam. Wciąż pracuję, choć jestem na emeryturze, ale to nie wystarcza, a na wsi z czego będę żyła? Ogród – to dobrze, ale tam nie rośnie ubrania ani sprzęty domowe, które trzeba będzie za coś kupić. Syn mnie uspokaja, że jakoś to będzie, ale ja nie chcę polegać na przypadku, chcę być pewna jutra.
Jednak syn z synową, jak się wydaje, postanowili wyprowadzić mnie z mojego mieszkania jak najszybciej. Doszło do tego, że syn z synową domagają się, aby jeden pokój był wspólny (na oglądanie telewizji, spotkania z przyjaciółmi), a ja mam przenieść się do kuchni, gdzie na balkonie jest mała kanapa, na której proponują mi spać.
Ale jak to sobie wyobrażają? Każdego ranka, kiedy będą szli do pracy, będą mnie budzić? Oczywiście, na to też się nie zgodziłam. Teraz specjalnie zapraszają przyjaciół i urządzają głośne imprezy.
Ostatnio obchodzili urodziny synowej, zaprosili przyjaciół, zastawili stół, a mnie nawet nie zaproponowali, żebym do nich dołączyła. Cały wieczór spędziłam w swoim pokoju, a jak na złość, tak chciałam tego sałatki z mięsem,... który był na ich stole.
Tak żyć jest bardzo trudno. Gdybym miała chociaż działkę, przeprowadziłabym się tam, ale nie mam nic poza tym mieszkaniem. Gdyby mój mąż żył, na pewno by do tego nie dopuścił. A teraz jestem sama i muszę walczyć o swoje, bo syn od kiedy się ożenił, zmienił się nie do poznania. Zdanie żony jest dla niego ważniejsze niż matki. A ona tylko czeka, żeby mnie przesiedlić na wieś.
Nawet moja synowa zaczyna im sprzyjać, dzwoni do mnie, zaprasza na wieś – raz na truskawki, teraz na pomidory, mówi: „Swatko, przyjeżdżaj, zobacz, jaką mamy tu piękną okolicę.” Wiem, czego oni wszyscy chcą. Ale ja nie chcę się nigdzie przeprowadzać. Jak dogadać się z synem i synową w jednym mieszkaniu – nie wiem.
Pisaliśmy również o: „Kupiłam babci ziemniaki, a brat z żoną cichaczem przyjechali i zabrali połowę worka”: opowieść o sprawiedliwości od jednej pani
Może zainteresuje: „Najpierw zaprosiła mnie na wesele, posadziła obok szefa, a teraz się żali”: Moja przyjaciółka zniszczyła naszą przyjaźń
Przypominamy: Pielęgniarka: "Całe życie pomagałam ludziom, nawet mój mąż był pacjentem. Mamy dwoje dzieci, dawaliśmy im przykład, a teraz dzielą nasze mieszkanie"