Chociaż w moim przypadku, nikt nikogo nie zapraszał, ona sama przyjechała. Takiego bezczelstwa jeszcze nie widziałam. Nie, no wyobrażałam sobie, że można przyjechać na weekend, ale nie na stałe.
Mam wrażenie, że moja historia jest nietypowa, że takich ludzi jak matka mojego męża jest w Polsce niewiele, albo w ogóle ich nie ma.
Trzy miesiące temu moje życie się zmieniło. Straciłam spokój i sen! Przeprowadziła się do nas teściowa, i to w bardzo przebiegły sposób. Zadzwoniła do Marka, swojego syna, i oznajmiła, że chce nas odwiedzić.
Oczywiście, nie byłam z tego powodu zadowolona, ale nie miałam prawa protestować. Po pierwsze, trzypokojowe mieszkanie zostało kupione przez Marka jeszcze przed ślubem, więc nie miałam do niego żadnych praw.
Po drugie, to jednak jego matka, a teraz także moja krewna. Jak mogłabym odmówić jej prośbie zobaczenia się z synem? Kiedyś cieszyłam się, że pani Ewa mieszka 300 kilometrów ode mnie. Nie można powiedzieć, że otwarcie wrogowałyśmy, ale nasze relacje były napięte.
"Następnego dnia pod drzwiami znaleźliśmy notatkę: 'Kocham i czekam, wreszcie będziemy mogli być razem. Wkrótce twojej żony już nie będzie.'" Z życia
"Zostawcie męża w spokoju. Jak wam nie wstyd zabierać tatusia dziecku – patrzyła na mnie spojrzeniem pełnym determinacji. Spakowała walizkę." Z życia
Dlaczego nie wolno myć jajka przed przechowywaniem?
NIGDY nie dawaj KOTU tych 5 produktów!
Pani Ewa to kobieta o trudnym charakterze, który z wiekiem tylko się pogorszył. Zawsze miała do mnie pretensje o wszystko. Cokolwiek bym nie zrobiła, nigdy jej to nie odpowiadało.
Marek nie wtrącał się w nasze relacje. Uważał, że poradzimy sobie bez jego interwencji. Kiedy powiedział mi, że jego mama przyjedzie za dwa dni, wyraźnie się zasmuciłam. Marek to zauważył i zapytał:
– Dlaczego się martwisz? Nie chcesz zobaczyć mamy?
– Doskonale wiem, co się zacznie, kiedy twoja mama do nas przyjedzie. Niekończące się pouczenia, wtrącanie się w nasze życie, rady, pretensje… Szczerze mówiąc, mam ochotę uciec z domu, kiedy ona przyjeżdża.
– No już, kochanie, po tylu latach powinnaś przyzwyczaić się do jej kaprysów. Nie zwracaj na nią tyle uwagi, to w końcu starsza osoba. Zresztą powiedziała, że przyjedzie tylko na krótko, trochę pobędzie – i wróci.
Aby uniknąć dodatkowych kłótni, przed przyjazdem teściowej posprzątałam mieszkanie, upiekłam ciasto z rybą i nawet wyprasowałam całą pościel.
Kiedy Marek wniósł do przedpokoju cztery walizki, zdziwiłam się. Czy pani Ewa nie zabrała ze sobą zbyt wielu rzeczy? Po co jej aż tyle? Podczas kolacji emerytka wyjaśniła sytuację:
– Marek, przeprowadzam się do was na stałe.
– Jak to na stałe? – zadławił się mąż. – Nie rozumiem, dlaczego?
– Co to za reakcja? Nie cieszysz się, że teraz będziemy razem mieszkać? – oburzyła się matka.
– Podarowałam swoje mieszkanie córce, a ja zamieszkam u was. Ileż to można się tułać z mężem i dziećmi po wynajętych mieszkaniach? A wy macie dużo miejsca. Jeden pokój stoi pusty, dzieci jeszcze z Magdą nie macie.
– Więc pomyślałam, że zapewnię Julii mieszkanie, a sama będę bliżej ciebie. Przecież wcześniej widywaliśmy się tylko kilka razy w roku.
Nie wiedziałam, jak zareagować na słowa teściowej. Siedziałam przy stole z oszołomioną miną.
– Ale mamo – zapytał Marek – dlaczego nam nic nie powiedziałaś? Moglibyśmy się przynajmniej przygotować!
– Chciałam wam zrobić niespodziankę – odpowiedziała teściowa, spoglądając na mnie. – Widzę, że się udała. No co, Magda, nie cieszysz się? – uśmiechnęła się. – Po oczach widzę, że nie. Ale nic się nie da zrobić, będziesz musiała mnie znieść. Mam prawo tu być. Przecież nie do ciebie przyjechałam, tylko do mieszkania mojego rodzonego syna.
– Marek, jutro masz wolne, powinniśmy pojechać do sklepu meblowego – w waszym pokoju nie ma łóżka, na czym mam spać?
Dalej już nie słuchałam teściowej. W mojej głowie była tylko jedna myśl – koniec spokojnego życia! Przed nami bezkresny koszmar, codzienne kłótnie i inne „przyjemności” wspólnego życia z teściową.
Pani Ewa przez całe życie pracowała jako nauczycielka, przeszła na emeryturę, ale nawyk do pouczania w niej pozostał. Po jej przeprowadzce nawet nie chciałam wstawać rano. Wiedziałam, że już podczas śniadania zacznie się czepiać.
– Magda, wydaje mi się, że jesz za dużo cukru. Do herbaty wsypałaś trzy łyżeczki, do owsianki też… Pewnie masz krew gęstą jak syrop.
Ledwo powstrzymując się, by nie powiedzieć czegoś niegrzecznego, odpowiedziałam:
– Mówią, że wątroba lubi słodkie. Proszę się nie martwić, pani Ewo, jestem całkowicie zdrowa – niedawno robiłam badania.
– Oczywiście, masz mnóstwo czasu na chodzenie po lekarzach, przecież nie pracujesz.
– Mamo – wtrącił się Marek – przestań, proszę! Dobrze wiesz, że to ja nalegałem, żeby Magda rzuciła pracę.
– Szef miała dziwny, pracować pod jego kierownictwem było nie do zniesienia. Zarabiam całkiem nieźle, moje wynagrodzenie nam wystarcza.
– Marek, z jednej strony, myślisz właściwie – zgodziła się matka. – Kobieta powinna siedzieć w domu i zajmować się gospodarstwem. Nie chcę cię, Wero, obrazić, ale co robisz w ciągu dnia? – Zapytała, próbując mnie obrazić.
– Nie widzę, żeby gospodarstwo było prowadzone. Marek, pamiętasz, jakim obrusem był nakryty stół obiadowy w naszym domu? Białym batystem! A tutaj jakaś śliska cerata! U mnie obrusy, mimo że pracowałam, zawsze były wykrochmalone. Ah, kiedyś było inaczej, ludzie byli pracowici, a nie tacy jak dzisiejsza młodzież!
„Zaczyna się – pomyślałam – zaraz zacznie mnie pouczać o życiu”.
Po śniadaniu teściowa wybierała się do sklepu. Ja też poszłam się przebrać – chciałam, żeby mąż podwiózł mnie do salonu, bo miałam umówioną wizytę na manicure.
Kiedy teściowa dowiedziała się, że jadę z nimi, a nie zostaję w domu, zaczęła narzekać:
– No proszę, aż tak leniwa, żeby płacić obcym za to, żeby ci paznokcie przypiłowali! Nie życie masz, Magda, a luksusy!
Od rana humor miałam już całkiem popsuty, wściekłam się i nawet chciałam zostać w domu. Nie miałam już żadnej ochoty nigdzie jechać. Ale jednak nie chciałam przekładać wizyty z powodu kaprysów teściowej. Trzeba jakoś sobie poprawić nastrój.
Z przyjazdem teściowej każdy dzień przypominał mi „Dzień świstaka”. Rano emerytka wychodziła do kuchni i od razu zaczynała swoje uwagi:
– Dlaczego otworzyłaś okno? To nie maj, wszyscy się przeziębimy. Magda, kasza zaraz się przypali...
– W starożytnych Chinach mawiali, że herbata to i lekarstwo, i trucizna. Herbata w torebkach to tylko pył, nie ma z niej żadnej korzyści, trzeba codziennie zaparzać świeżą...
Już od trzech miesięcy nie żyłam, tylko się męczyłam! Każdego dnia teściowa doprowadzała mnie swoimi uwagami do wrzenia, dlatego prawie co wieczór kłóciłam się z mężem.
Żeby, broń Boże, pani Ewa tego nie usłyszała i się nie wtrąciła, kłóciłam się z Markiem szeptem:
– Twoja matka zawsze tak robi, wszystko jest nie tak! Czy nie mogła uprzedzić, że planuje u nas zamieszkać?
– Magda, przecież doskonale wie, że nie byłabyś zadowolona z tej wiadomości. Może bała się, że jej nie przyjmiemy?
– Tak, oczywiście. Myślisz, że twoja matka w ogóle się czegoś boi? To wszyscy się jej boją. Marek, z nią nie da się żyć, musimy coś z tym zrobić!
– Nienawidzi mnie, codziennie mnie doprowadza do szału, dziś czepiała się mojego szlafroka. Powiedz mi, w czym mam chodzić po domu? W wieczorowej sukni? Jak według niej powinna wyglądać gospodyni domowa? Jak śpiewaczka Godelewski na koncercie?
– Magda, ciszej. Co proponujesz? Zrozum mnie, to przecież moja matka! Co mam jej powiedzieć? „Przepraszam, mamo, ale nie chcemy, żebyś z nami mieszkała. Proszę na ulicę!”? Tak?
– Marek, dlaczego tak to przedstawiasz? Przecież ten problem da się rozwiązać! Może kupimy twojej mamie jakieś mieszkanie?
– Jakie, na przykład? Nasze oszczędności nie wystarczą nawet na jednopokojowe mieszkanie.
– Można kupić mały domek! Albo słyszałam niedawno, że w byłym akademiku sprzedają dwa pokoje, różnica w cenie nie jest duża. Zobaczmy, które są większe i bardziej zadbane?
– Nie zgodzi się przenieść do pokoju, Magda! Może spróbujesz jakoś z nią się dogadać?
– A myślisz, że nie próbowałam? Cały czas skaczę wokół niej, kiedy ty jesteś w pracy, a ona tylko szuka pretekstu, żeby się mnie czepiać.
– Dobrze, Magda, chodźmy spać – powiedział Marek – jutro muszę wcześnie wstać do pracy. Pomyślę, jak to rozwiązać, żeby wszyscy byli zadowoleni.
Nie, naprawdę próbowałam nawiązać relację z panią Ewą. Może i jej samej nie odpowiadała ta napięta atmosfera w domu. Kilka razy prosiłam teściową, żeby pokazała mi, jak należy gotować:
– Pani Ewo, proszę mi powiedzieć, jak trzeba! Może pani po prostu będzie obserwować, a ja coś przygotuję?
– Czego cię, Magdo, mam uczyć? Raz poprosiłam cię, żebyś nie dodawała do zupy tego suchego bulionu, a ty mi co odpowiedziałaś? „Nie czepiaj się, pani Ewo, wiem, co robię”. No to rób, jak wiesz.
Wściekłam się:
– Skoro sama pozwalasz mi robić, jak uważam, to dlaczego się ciągle czepiasz?
– Nikt się do ciebie nie czepia. Młodzież teraz taka nerwowa. Dobra, idę obejrzeć telewizję. Rób, co chcesz.
Teściowa wyszła z kuchni, a ja rzuciłam łyżkę do zlewu. No co za kobieta? Nie da się z nią porozumieć! Nigdy mnie otwarcie nie krytykowała, a tym bardziej nie obrażała. Umiała mnie doprowadzić do szału kilkoma, na pozór niewinnymi, zdaniami.
Zrozumiałam, że nie będę mogła z nią dłużej mieszkać po jednym incydencie. Pewnego popołudnia wybrałam się do sklepu. Musiałam coś kupić do kuchni. Spędziłam na zakupach około dwóch godzin. Wracałam do domu w doskonałym nastroju, a nawet myśl o teściowej w mieszkaniu mnie nie drażniła. Wchodząc do przedpokoju, zawołałam:
– Pani Ewo, gdzie pani jest? Chodźmy na kuchnię, kupiłam świeże ciastka z kremem, napijemy się herbaty!
– Jestem w kuchni – odpowiedziała teściowa. Zdjęłam buty i z zakupami weszłam do kuchni.
Pani Ewa siedziała na krześle i wiązała duży worek na śmieci.
– Ojej – zdziwiłam się – co tam pani ma?
– Przejrzałam waszą szafę z Markiem, wyrzuciłam rzeczy, których wstyd nawet w domu nosić. Magda, przecież jesteś kobietą, powinnaś wyglądać schludnie. Twój szlafrok jest cały brudny i przetarty! Wyrzuciłam go.
– Pani Ewo, kto panią o to prosił? Po co się pani wtrąca? Przecież nie grzebię w pani rzeczach, nie wyrzucam niczego, co należy do pani!
– Moje rzeczy są w porządku, nie trzeba ich wyrzucać. Czego się denerwujesz? Zrobiłam coś dobrego, uwolniłam cię od zbędnej roboty.
Wieczorem Marka czekała awantura. Krzyczałam na niego i kazałam mu wybierać: albo ja, albo jego matka! Do konfliktu wtrąciła się także pani Ewa. Marek, który znalazł się między młotem a kowadłem, w końcu zadzwonił do swojej młodszej siostry:
– No, narobiłaś nam problemów, Julio! Dzięki wielkie, że wysłałaś mamę do nas! Teraz codziennie mamy awantury. Zabierz ją z powrotem, Magda już chce złożyć papiery rozwodowe!
– Przecież ja nigdzie mamy nie wysyłałam, sama zdecydowała się do was pojechać. Prosiła mnie, żeby wam nic nie mówić. Nie mam nic przeciwko temu, żeby z nią mieszkać, niech wraca.
Teści
owa kategorycznie odmówiła powrotu do swojego mieszkania:
– Nie będę przeszkadzać córce i wnukom! Mam tylko dwa pokoje, ich jest czworo, a ja jestem piąta – nie ma miejsca. A wy macie trzy pokoje na dwoje! Żal ci pokoju dla matki?
Marek zaproponował:
– Mamo, kupimy ci coś własnego, choćby małe mieszkanie. Nie martw się, znajdę coś porządnego.
– Nie ma mowy – oburzyła się pani Ewa – nie będę mieszkać w komunie! Przeszkadzam wam, tak?
Julia i Marek przez trzy dni na zmianę przekonywali matkę do przeprowadzki. Nie wtrącałam się – nie chciałam zostać ostatnią, która walczy. Pani Ewa w końcu zgodziła się, ale pod warunkiem, że Marek kupi jej pełnoprawne jednopokojowe mieszkanie z łazienką, toaletą i kuchnią.
Marek musiał się mocno wysilić: na mieszkanie dla mamy poszły wszystkie oszczędności, a do tego musiał wziąć kredyt. Szukali porządnego lokum, żeby mogła od razu po zakupie się wprowadzić. Pani Ewa była zadowolona ze swoich nowych „apartamentów”. Marek kupił jej mieszkanie niedaleko, żeby w razie potrzeby móc szybko do niej dojechać.
Rzadko teraz do nas przychodzi i nie na długo. Na nowym miejscu znalazła przyjaciółki, zapisała się do klubu literackiego. W grupie chodzą do teatru, kina, na spacery.
Nie ma już czasu, żeby wtrącać się w nasze życie, z czego bardzo się cieszę! To dobrze, że Marek jest taki odpowiedzialny i uczciwy! Nie wyrzucił matki na ulicę przez jej kaprysy! Są tacy, którzy nie przejmowaliby się jej zachciankami i wyrzuciliby ją za drzwi – i pa, mamo!