Takich sytuacji było bardzo wiele, a swojego błędu zdał sobie sprawę dopiero po 30 latach. Mąż zrozumiał, że jego dobre uczynki nikogo nie wzruszają.
Jego dobroduszność zaczęła być postrzegana jako oczywistość. Rodzina przekroczyła granicę dozwolonego, i on to zauważył.
Rzadko korzystamy z samochodu, nie gardzimy środkami komunikacji publicznej, a w większości przypadków chodzimy pieszo. Brat męża sprzedał swój stary samochód i kupił drogie auto. Ale przewożenie działkowych śmieci było mu żal, więc korzystał do tego celu z naszego samochodu.
Kiedyś wyjechałam z synem na zajęcia. Dzwoni do mnie i wręcz rozkazuje, żebym natychmiast wróciła i dała mu samochód. Byłam zszokowana taką bezczelnością. On nadal na mnie krzyczy.
Otóż znalazł sobie dobry używany sofę i natychmiast musi ją przewieźć na działkę. Swojego samochodu mu szkoda - dopiero co odebrał go z pralni chemicznej. Po prostu odłożyłam słuchawkę i nie chciałam słuchać tych bzdur. Później brat dzwonił do męża, ale i ten mu odmówił. Po tym rodzinne relacje były zerwane przez pół roku.
A teraz syn ciotki zamierzał iść na studia. Już wiedziałam, jak to się skończy. Przyjechali do nas na tydzień - składali dokumenty. Siostrzeniec zdał egzaminy, został studentem, a ciocia zabrała się za kwestię mieszkania.
Była w szoku, gdy dowiedziała się o kosztach wynajmu mieszkania. A w akademiku chłopak sam nie przetrwa, jeszcze się złą ekipą zaprzyjaźni. Kiedyś mąż by się zgodził, ale tym razem odmówił.
Mamy dwupokojowe mieszkanie - nie ma miejsca dla wszystkich krewnych. Nawet teściowa już zdała sobie sprawę, że wszystkie jej kaprysy nie spełniają się na pierwsze wezwanie.
A mówią, że ludzie się nie zmieniają, ale mój mąż jednak się zmienił. Być może po prostu dorósł lub zdobył doświadczenie.