Moi rodzice podarowali nam po ślubie dwupokojowe mieszkanie, ale mój młody wówczas mąż nie był z tego zadowolony.
Wychował się na wsi, więc mieszkanie w hałaśliwym miejscu nie było dla niego najlepszą opcją. Zawsze marzył o domu.
Później urodziło nam się dwóch synów. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Zauważyłam jednak, że mój mąż starał się zrobić wszystko, aby mieć własny dom.
Wiedział, jak zrobić wszystko, od koszenia trawy po dojenie krowy. Było jasne, że tęsknił za tymi ciężko pracującymi dniami na wsi.
Kiedy chłopcy dorośli i poszli do szkoły, Krzysztof powiedział mi, że będzie pracował, aby mieć własny dom poza miastem. Co pozostało mi do zrobienia? Mogłam się tylko zgodzić i pokiwać głową.
Oczywiście nie chciałam, ale Krzysztof jest jednym z tych mężczyzn, którzy są bardzo uparci. Powiedział, że za pięć lat będziemy mieszkać w tym domu.
Wyjechał i ciężko pracował. W końcu mogliśmy sobie pozwolić na małą działkę poza miastem i zaczęliśmy budować dom. Byłam odpowiedzialny za wszystkie ustalenia z materiałami i rzemieślnikami.
Bo jeśli Krzysztof przyjeżdżał, to na kilka dni. Poza tym miałam dwójkę dzieci i pracę. I tak minęło 10 lat! Tak długo byliśmy osobno, a nawet nie mieliśmy jeszcze domu. To dlatego, że na początku planowaliśmy mały domek, a potem zaczęliśmy budować prawdziwy zamek.
Krzysztof nie mógł przestać, jego ciągłe nowe pomysły na dom powstrzymywały nas przed dokończeniem budowy. Teraz powinno być kilka pokoi, plus pokoje gościnne, sauna, kilka łazienek, przedpokój, salon... Ale wykończenie wszystkiego zajęło trochę czasu. Dzieci skończyły szkołę i wyprowadziliśmy się z miasta.
Dzieci mieszkały tam kilka miesięcy, bo oboje studiowali w innym mieście, a potem skończyli studia, znaleźli pracę i zostali w stolicy.
Okazuje się więc, że mężczyzna starał się przez te wszystkie lata, ale jego praca nie była doceniana. Przyzwyczaił się do tego, więc nadal od czasu do czasu podróżuje za granicę i wydaje wszystko, co zarabia, na swój dom i wszystko wokół niego. Kiedy go nie ma, cała ta praca spada na mnie, a to jest trudne, zajmuje dużo czasu i pieniędzy.
Dzieci nie wrócą tu mieszkać, nie mają do tego motywacji, bo mają własne rodziny, a nawet własne dzieci. Chłopcy po prostu sprzedadzą dom i podzielą pieniądze między siebie, ale Krzysztof mówi, że trzeba go jeszcze ulepszyć, bo to będzie letni dom dla dzieci.
Bez względu na to, ile razy z nim o tym rozmawiałam, mówił, że czas z tym skończyć. Dom już teraz wygląda jak prawdziwy zamek. Lepiej byłoby pojechać na wakacje, nigdy nawet nie byliśmy nad morzem. I zaczął krzyczeć, że rzeka jest kilometr dalej.
Poprosiłam dzieci, żeby powstrzymały ojca, potwierdziły, że nie będą tu mieszkać i sprzedadzą dom, ale nie chciały z nim rozmawiać, mówiąc, że on tu mieszka, niech się cieszy.
Wielokrotnie powtarzałam, że nie potrzebuję inwestować tam więcej pieniędzy, lepiej dać je dzieciom. A swoją drogą obaj moi synowie wzięli mieszkanie w stolicy na kredyt, co jest bardzo drogą przyjemnością. Ale mój mąż nie chce o tym słyszeć. Mówi, że to będzie dla jego wnuków.
Nie wiem co powiedzieć, jak go przekonać. Nie mam siły. Całe życie pracowałam na ten dom i przynajmniej na starość chcę trochę odpocząć i swobodnie oddychać. Ale słyszę tylko, że chcę łatwego życia. On w ogóle mnie nie rozumie.
A teraz w końcu mamy ten bogaty dom, ale przez całe życie nie miałam męża, moje dzieci dorastały bez ojca, całe życie pracowałam i nawet nie mogę się zrelaksować.