Stało się to już tradycją, ponieważ w ten sposób babcia, matka i siostra Artema traktowały gości.
Jest też inna prawidłowość, która nie sprzyja tej tradycji: dwa na trzy małżeństwa kończyły się rozwodem. Złożyliśmy wniosek w urzędzie stanu cywilnego, a potem jego krewni zaczęli przygotowania do ślubu: wybielili drzewa, pomalowali ławki i stoły, posprzątali podwórko.
Byłam tym bardzo oburzona, bo podkreślałam, że moje wesele będzie w restauracji.
Teściowa do końca miała nadzieję, że pojedziemy z gośćmi do ich wioski. Kilka minut przed rejestracją, matki i siostry Artema nie było na weselu. Był wyraźnie zdenerwowany. Po 5 minutach zadzwonił do niego telefon i zapytano go, dlaczego nie przyjechaliśmy, wszystko było gotowe.
Byłam wtedy tak wściekła, że krzyczałam z całych sił. Zapłaciliśmy za wspaniałą restaurację z wykwintnym jedzeniem, a oni proponują mi wesele pod jabłonią z galaretką.
Artem warknął na mamę, że nie może przegapić tak ważnego dla niego dnia i rozłączył się.
I co ty na to? Nie przyszła ani jego matka, ani siostra. Starali się o tym nie wspominać podczas wesela, choć wielu gości było zaskoczonych takim zachowaniem.
Teściowa długo nie mogła dojść do siebie po tej zdradzie syna. Nie tylko duchowo, ale i materialnie: zastawiła stół za 15 tysięcy złotych.
Teściowa wielokrotnie dawała do zrozumienia, że powinniśmy zwrócić pieniądze. Ale to była kwestia zasad: nie prosiliśmy jej o zorganizowanie czegokolwiek.
Przyjaciółka mojej teściowej powiedziała, że my, młodzi, staliśmy się kompletnie bezczelni. Wszystko za nas robią, a my nic nie doceniamy... - Tak nas wychowała jej koleżanka. I miała czelność zadzwonić!
I jak myślisz, minęły trzy miesiące od ślubu, a oni tylko doliczają odsetki do kwoty. Tyle wysiłku w to włożyła, a gaz, woda, prąd też nie są za darmo. Ostatecznie kwota wyniosła 25 tysięcy złotych.
Po każdym telefonie oczy Artema robią się coraz większe. „Zbliża się rocznica mojej teściowej i myślę o zorganizowaniu jej przyjęcia w restauracji. Wtedy też wyślę jej rachunek - niech zapłaci lub anuluje nasz „dług”.