I jestem zmęczona trasą praca-dom, mam tylko trzydzieści lat.
Mój mąż jest dziesięć lat starszy ode mnie, a kiedy się poznaliśmy, myślałam, że mamy wiele wspólnych zainteresowań. Chodziliśmy do teatru, na spacery, spotykaliśmy się z przyjaciółmi, chodziliśmy do kina.
Po ślubie to było jak odcięcie. Cały czas siedzimy w domu, bo mężowi nie chce się wychodzić, jest zmęczony, a ja nie mam co robić sama, bo jestem mężatką, więc muszę być z mężem.
Nie jestem zadowolona z tej sytuacji, nudzę się w czterech ścianach domu, ale mój mąż nie chce tego zrozumieć. Jego zdaniem w domu zawsze jest coś do zrobienia. Można gotować, sprzątać, prasować, oglądać telewizję, czytać książkę. Ale nie myć podłogi i gapić się codziennie w telewizor!
Pracuję głównie przy komputerze i wśród papierów, a wieczorem chcę coś zmienić, jakoś się zrestartować, a nie siedzieć w domu, jakbyśmy mieli dziewięćdziesiąt lat. Ale nie mogę namówić męża do wyjścia.
Proszę go o wyjście do kina - „nie chcę, jest za głośno i za tłoczno”, do teatru - „widziałem tam już wszystko”, na spacer - „jest gorąco/zimno/wilgotno/słonecznie/pochmurno/późno”. Nie można go też zaprosić w odwiedziny. Prawie nie ma własnych przyjaciół, a ci, którzy mają, są tak samo nudni jak on. A mój mąż nie lubi moich przyjaciół - „są zbyt hałaśliwi, zachowują się jak dzieci”.
Nie może też zaprosić nikogo do nas. Nie chce robić zamieszania, nie chce widzieć obcych w naszym domu. Jeśli zostanie zmuszony do pójścia na to wydarzenie, będzie siedział ze skwaszoną miną i całym swoim wyglądem demonstrował, jak bardzo wszystko mu się nie podoba. Mnie też nigdzie nie puszcza, bo jestem mężatką, muszę być z mężem. Inaczej to nieprzyzwoite. To jak średniowiecze, słowo honoru.
Teściowa w pełni popiera stanowisko syna. Uważa również, że zamężna kobieta powinna pojawiać się w społeczeństwie ze swoim mężem. Mam dość bezczynności.
- Nudzisz się w domu? To dlatego, że nie masz dziecka. Urodzić dziecko, a jeszcze lepiej dwoje, a cała nuda zniknie. Będziesz marzyć o ciszy i spokoju.
Ale ja jeszcze nie mogę zdecydować się na dziecko. Po pierwsze, moje relacje z mężem pozostawiają wiele do życzenia. Przez jego podejście „jesteśmy szczęśliwi w domu” zaczęliśmy się kłócić. Taki rytm życia po prostu mi nie odpowiada i gdybym wiedziała, że skazuję się na dobrowolną samotność, na pewno nie spieszyłabym się ze ślubem.
Po drugie, już teraz jestem w przymusowej izolacji i myślę, że urlop macierzyński tylko pogorszy sytuację. Boję się, że kompletnie zwariuję, bo będę musiała żyć wyłącznie w interesie dziecka, bez perspektywy odetchnięcia świeżym powietrzem.
Po trzecie to zarobki. Mój mąż otrzymuje stabilną, ale niewielką pensję. Nie ma perspektyw na awans, ponieważ kolejnym krokiem w jego karierze jest stanowisko kierownicze, a tam będzie musiał dużo komunikować się z różnymi ludźmi i podróżować służbowo niemal po całym kraju. Jest dobrym specjalistą, ale komunikacja i podróże nie są jego mocną stroną. A obecna pensja mojego męża nie wystarcza nam na wygodną egzystencję.
Uważam więc, że rodzenie w takich warunkach jest nierozsądne. Nigdy nie sądziłam, że różne poglądy na temat wakacji mogą tak bardzo zepsuć związek.
Jeśli chodzi o życie codzienne, mój mąż całkowicie mi odpowiada, nie mam żadnych skarg. Nigdy nie powie mi niegrzecznego słowa, ale niemożność normalnego i urozmaiconego odpoczynku prowadzi do skandali.
Nie wiem, co robić w tej sytuacji. Nie chcę się rozwodzić, kocham męża, ale nie mogę też całe życie siedzieć w czterech ścianach. Wątpię, żeby z wiekiem miał większą ochotę na wychodzenie z domu.