Ale mam dość tego życia. Moja siostra kłóci się z mężem, pakuje walizki i jedzie do mnie na tydzień lub dwa, potem się godzą i ona wraca. W domu zawsze panuje bałagan, zawsze jestem podenerwowana i nie mam wystarczająco dużo czasu i energii na własne życie.
Mam młodszą siostrę, która w tym roku skończyła dwadzieścia siedem lat. Jej mąż jest od niej trzy lata starszy. Wyglądają na dorosłych, ale nimi nie są. Są małżeństwem od trzech lat i od trzech lat działają sobie i otoczeniu na nerwy. Ja dostaję tego najwięcej.
Moja siostra zawsze była przesadnie dramatyczna. Każdy kłopot wywoływał u niej gwałtowną reakcję, robiła z tego tragedię i czerpała z tego radość. Robiła to jak najczęściej publicznie i nie interesowało jej cierpienie bez publiczności.
Kiedy byłam młoda, byłam zmęczona tak gwałtownym wyrażaniem emocji z powodów, które nie były warte jajka. Zerwałam z chłopakiem - wodospad łez, zawodzenie, obietnice pójścia do klasztoru. Dostała złą ocenę - kolejne łzy, opłakiwanie swojego losu, w którym spędzi resztę życia mopując podłogi. Powód może być dowolny, nawet jeśli w sklepie po prostu nie było butów w jej rozmiarze.
To tylko wydaje się śmieszne i niedorzeczne, ale bardzo trudno jest żyć w takim środowisku. W końcu potrzebowała publiczności, nie mogła po prostu cierpieć w swoim pokoju, przychodziła do mnie i zaczynała przedstawienie.
Z wiekiem stała się spokojniejsza, pozbyła się prawie wszystkich teatrów i nie wylewała już łez za buty o niewłaściwym rozmiarze. Ale sprawy miłosne również powodowały u niej napady dramatyzmu ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami. Ale wolała wylać swoje serce mojej matce, ponieważ ja już stałam się cyniczna i byłam kiepskim słuchaczem i pocieszycielem.
Spotykałam się z moim obecnym mężem przez dwa lata. W tym czasie mogliby być tematem serialu telewizyjnego. Wybrała narzeczonego, który był równie niestabilny emocjonalnie. Tak więc jednoosobowy teatr zamienił się w zgrany duet.
Jej rodzice zmarli rok po ślubie. Najpierw zmarł mój tata, a trzy miesiące później mama. Moja siostra i ja byłyśmy po prostu zdruzgotane. To był bardzo trudny okres, ale moja siostra była zaskakująco opanowana i adekwatna, bardzo mnie wspierała, za co jestem jej bardzo wdzięczna.
Sprzedaliśmy mieszkanie rodziców i podzieliliśmy pieniądze sprawiedliwie. Ja zainwestowałam w kredyt hipoteczny, a siostra kupiła samochód, bo miała z mężem gdzie mieszkać. Życie toczyło się jak zwykle. Z jakiegoś powodu myślałem, że tragedia, której doświadczyliśmy, sprawiła, że moja siostra dorosła i przemyślała swoje zachowanie, ale myliłem się.
Sześć miesięcy później moja siostra stanęła na progu z torbami i rozpłakała się. Powiedziała, że rozwodzi się z mężem, bo ten znalazł sobie inną. To był dobry powód. Próbowałam uspokoić siostrę i powiedziałam jej, że może zostać ze mną tak długo, jak będzie tego potrzebować. Potraktowałam tę wiadomość bardzo poważnie i wierzyłam, że faktycznie się rozwiodą.
Przez trzy dni roniła łzy, a ja biegałam wokół niej, a czwartego dnia pojawił się jej mąż. Na początku nie chciałam go wpuścić, ale siostra sama wyszła. Bardzo się pokłócili, on padł przed nią na kolana i przysięgał, że nie zdradził, oboje płakali, cyrk z końmi, krótko mówiąc.
Nawet sąsiedzi, którzy przy każdej okazji domagają się ciszy, nie wtrącali się; najwyraźniej wszyscy oparli się o drzwi i czekali na punkt kulminacyjny. W końcu pogodzili się, siostra zabrała walizki, podziękowała mi za schronienie i wyszła z mężem.
Pakowała się w pośpiechu, więc w domu panował bałagan, zapomniała kilku rzeczy, a w kuchni było mnóstwo brudnych naczyń. Posprzątałam trochę, zostawiając główne porządki na weekend. Posprzątałam zgodnie z planem, a tydzień później moja siostra przyjechała do mnie, ale przynajmniej nie miała swoich rzeczy. Znowu mieli wszystko, dzięki Bogu, ale tym razem wszystko zostało rozwiązane już następnego dnia ze skróconą wersją gry.
Od tego czasu jej wizyty są regularne. Przyjeżdża zapłakana i mówi, że teraz to już koniec, całkowicie i nieodwołalnie. Kłócą się przez telefon przez kilka dni, potem mój mąż przychodzi błagać o wybaczenie i udowadniać, że bez niego nie przeżyje, godzą się i siostra wychodzi. A ja zostaję z kwadratową głową i bałaganem w mieszkaniu.
Nie mogę jej odmówić, bo jest ostatnią osobą, na której mi zależy. I nie ma dokąd pójść, tylko do mnie. Ale jestem zmęczony, nie mogę już słuchać jej historii tego samego typu, potem showdown, potem scena rozejmu. Czuję się, jakbym żyła jej życiem, bo jest go tak dużo, że nie starcza mi czasu i energii na własne.