Ogólnie rzecz biorąc, mamy normalną, zwyczajną rodzinę. Nie mamy dużo pieniędzy, ale nie mamy też zbyt wiele. Mój mąż pracuje jako budowlaniec, a ja jestem cukiernikiem.
W ciągu ostatniego roku dwukrotnie musiałam iść do szpitala na operację, w tym jedną ginekologiczną. Przez cały ten czas mój mąż wspierał mnie i nigdy nie dał mi powodu, bym wątpiła w jego miłość. Opiekował się mną, przynosił mi coś smacznego do szpitala i odwiedzał mnie dwa razy dziennie.
Moje koleżanki z oddziału były zazdrosne o nasz związek, ich mężowie nie byli tak troskliwi. Brałam wszystko za pewnik. Oczywiście, że tak, bo gdyby coś stało się mojemu mężowi, traktowałabym go tak samo.
I wtedy wydarzyło się coś, co wywróciło wszystko do góry nogami.
Minął około miesiąc od wypisania mnie ze szpitala. Oczywiście w tym okresie lekarze zalecili mi porzucenie obowiązków małżeńskich. Myślałam, że mój mąż to rozumie i jest gotowy czekać tak długo, jak będzie chciał. Ale pewnego wieczoru przy kolacji, kiedy byliśmy sami, powiedział, że ma mi coś do wyznania.
"Zostawcie męża w spokoju. Jak wam nie wstyd zabierać tatusia dziecku – patrzyła na mnie spojrzeniem pełnym determinacji. Spakowała walizkę." Z życia
"Dzwonię do córki żeby przyjechała w odwiedziny i pomogła. Oznajmia, że na wieś nie pojedzie, bo jeszcze sama stanie się "wiejską dziewuchą”. Z życia
Kot czy pająk? Kotek z rzadką chorobą genetyczną podbił serca użytkowników sieci (zdjęcie)
Najmniejszy pies świata imieniem Toudi żyje w Polsce
Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegokolwiek innego niż przyznania się do niewierności. A on, wcale nie zawstydzony, zaczął mi opowiadać, że pod moją nieobecność przyprowadzał do siebie dziewczyny. Te o niskiej odpowiedzialności społecznej.
- Rozumiesz, że to nie jest zdrada. Nie mam kochanki, z którą spędzam czas ze szkodą dla ciebie. To była tylko fizjologia. I pamiętaj, że za każdym razem dziewczyny były inne, więc nie przywiązałem się do nikogo.
Patrzyłam na niego i nie rozumiałam, czy ze mnie kpi, czy tylko żartuje, czy mówi prawdę. Tak czy inaczej, zaniemówiłam. A on dalej wylewał mi na głowę szczegóły swoich spotkań i zrobił się tak bezczelny, że szczególnie wspomniał o pewnej Karinie. Jakby była do mnie podobna.
Nie wiem, czy odebrał moje milczenie jako aprobatę, czy po prostu był zdezorientowany, ale pod koniec swojej tyrady spokojnie wstał i zaproponował, że naleje mi herbaty. Zapytał nawet, co chciałabym dostać do ciasteczek lub ciasta. A potem patrzył z podkrążonymi oczami, jak talerze i kubki lecą na podłogę.
Nie mam pojęcia, skąd wzięła się ta siła, ale ja, z moimi sześćdziesięcioma kilogramami i wzrostem sześćdziesięciu dwóch metrów, wypchnęłam dwumetrowego, stukilogramowego mężczyznę na klatkę schodową i zamknęłam drzwi do mieszkania.
Nie pozwoliłem mu spędzić nocy w domu i w ogóle nie chciałem go widzieć. Przy okazji nie płakałam, nie narzekałam na swoje życie znajomym.
Oczywiście złożyłam pozew o rozwód i zażądałam, aby mój niewierny mąż przyszedł i zabrał swoje ubrania z mieszkania.
- "Ale ja nie chcę się z tobą rozwodzić", próbował do mnie dotrzeć, "Wiesz, jak bardzo cię kocham i doceniam. Jesteś moją rodziną i nie mam nikogo cenniejszego niż ty i moje dzieci.
- Dlaczego mi to wszystko powiedziałeś?" - zapytałam go. "Co chciałeś osiągnąć? Na co miałeś nadzieję?
- Chciałem być z tobą szczery" - odpowiedział.
W pewnym momencie miałam wątpliwości: czy powinnam próbować go zrozumieć? O co w tym wszystkim chodziło? Nawet w młodości mój mąż nie sprawiał wrażenia nienasyconego brutala, zadowalał się zwykłymi relacjami małżeńskimi bez skrajności i fantazji. I nagle, po czterdziestce, diabeł wcielony.
Porozmawiałam z matką. Zaproponowała, że mi wybaczy. W końcu tyle lat jesteśmy razem, a on jest w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem, kocha dzieci. Jego siostra jest po jego stronie. Więc mąż poszedł na spacer, co teraz. Prawie wszyscy wychodzą.
- "I jak ty będziesz żyła sama?", powiedziała do mnie. "Z kim się spotkasz na starość? Nie masz dwudziestu lat, w twoim wieku trudno spotkać normalnego mężczyznę".
Pytałam znajomych i jednogłośnie doradzili mi rozwód. Nie wiem, co robić, ale wniosku z urzędu stanu cywilnego też nie cofnę. Przynajmniej jeszcze nie teraz.