A ja nie mam obowiązku jej wozić i nie miałam takiego pragnienia, pamiętając, jak "pomogła" mi na urlopie macierzyńskim. Ale mąż mnie o to poprosił, teściowa marudziła, a ja jestem oszczędną osobą.
Podczas mojego urlopu macierzyńskiego teściowa przychodziła pomagać przy dziecku pięć razy w ciągu trzech lat. Mimo, że mieszkamy trzy domy dalej. Ale matka mojego męża zawsze miała wymówki i to takie, że od razu było wiadomo, że to wymówki.
Wiadomo, że nie ma obowiązku pomagać przy wnuku, sama wychowała swoje dziecko, ale to nie sprawia, że jest mniej nieprzyjemnie.
Albo bije się w piersi, że pomoże w każdej chwili, wystarczy do niej zadzwonić, albo znajduje najbardziej absurdalne wymówki, chociaż nie nadużywałem moich próśb.
Ale teraz mamy nowy skandal, tym razem dlatego, że odmawiam podwiezienia teściowej, mimo że od początku do końca jedziemy tą samą drogą.
"Bardzo mi niezręcznie prosić panią o przysługę. Ale od kilku dni nic nie jadłem. Czy mogłaby pani kupić mi bułkę i wodę"– zapytał mężczyzna."Z życia
"Wylądowałam w szpitalu. Syn nie mógł przyjechać. Przysłał mi pieniądze. Jestem wdzięczna. Byłoby łatwie gdyby jeden dzień spędził ze mną": z życia
Trzy znaki zodiaku zakręcą kołem fortuny do końca października
Poznajesz osobę na tym zdjęciu? Dziś zna ją każdy, lecz nie wszyscy darzą ją sympatią
Od niedawna mamy w rodzinie dwa samochody. Jeden kupił mój mąż, zanim się pobraliśmy, i to on nim jeździ. Drugi dostałam w prezencie od ojca.
To jego samochód i sam nim jeździł, ale ostatnio jego stan zdrowia się pogorszył. Mój ojciec nie chce ryzykować niczyjego życia, więc przerejestrował samochód na mnie. Na szczęście miałem prawo jazdy. Dostałem więc własny samochód.
Było to bardzo wygodne, ponieważ musiałam wrócić z urlopu macierzyńskiego i przydałaby mi się dodatkowa mobilność. Teraz łatwiej jest wozić dziecko do przedszkola i z powrotem oraz samemu dojeżdżać do pracy i z powrotem.
Moja teściowa od razu zaczęła jeździć ze mną na nartach i ta opcja była dla niej bardzo wygodna. Mieszkamy blisko siebie, razem pracujemy, a ona jest w sąsiednim budynku.
Nie miałam nic przeciwko, czemu nie pomóc, skoro nic mnie to nie kosztowało. Powiedziałam jej, kiedy wychodzę do przedszkola, o której teściowa ma być przy samochodzie i o której wracam z pracy.
Na początku teściowa była zadowolona ze wszystkiego. Czekała na mnie przy samochodzie, siedziała cicho, gdy odwoziłam dziecko do przedszkola, gdy przyjechałam po nią w drodze powrotnej.
W drodze powrotnej mogłam bez problemu podwieźć teściową bezpośrednio pod jej wejście, ale rano to nie miało sensu, liczy się każda minuta, ciężko się przygotować z małym dzieckiem. Ale właśnie tego oczekiwała ode mnie teściowa. Zaczęła mówić o tym, że ciężko jej przychodzić i czekać przy samochodzie i lepiej będzie, jak ją odbiorę.
Odmówiłem i wyjaśniłem dlaczego. Teściowa zacisnęła usta, ale milczała. Kontynuowaliśmy jazdę zgodnie z ustalonym przeze mnie algorytmem.
Potem zaczęliśmy mieć problemy z wyjechaniem z biura na czas.
Potem zaczęliśmy mieć problemy z wyjechaniem z biura na czas.
- To były urodziny Oli i chcieliśmy tam pojechać. Nie możesz na mnie poczekać?
Nie, nie mogę, mam dziecko w przedszkolu i w ogóle wieczorem, tak jak rano, mam napięty grafik. Muszę dogonić dziecko, potem przeskoczyć przez korki i wrócić do domu, nakarmić dziecko, ugotować obiad i odpocząć.
Teściowa nic mi wtedy nie powiedziała, więc pojechałam sama. Odebrałam syna, a gdy tylko wróciłam do domu, zadzwoniła teściowa. Powiedziała, że rzuciła pracę i że mogę po nią przyjechać.
Nie obiecałem jej, że przyjadę, wymyśliła wymówkę. Umówiliśmy się, że będziemy razem jeździć do i z pracy, a ja nie zatrudniłem jej jako osobistego kierowcy.
Teściowa zaczęła mi zarzucać, że ją zawiodłem, bo na mnie liczyła. Cóż, ja też na nią liczyłam podczas urlopu macierzyńskiego, ale ona była hojna w swoich obietnicach, a ja nie.
Teściowa była oburzona, a potem jakoś sama wróciła do domu. Następnego dnia, jak gdyby nigdy nic, stałam rano przy samochodzie.
Przez jakiś czas jechaliśmy spokojnie, aż teściowa poprosiła nas, żebyśmy po drodze zabrali jej koleżankę. Gdybyśmy mieli odebrać jakąś osobę gdzieś na trasie, nie miałbym nic przeciwko, ale mieliśmy jechać za tą koleżanką.
- Jak mogłabym się nie zgodzić? Przecież już obiecałam!" Teściowa odjechała.
To był ostatni dzień, kiedy woziłem teściową do i z pracy. Po drodze wyjaśniłem jej, że warunki zostały ustalone na początku i nie chcę ich zmieniać, a jeśli coś jej nie odpowiada, może skorzystać z transportu publicznego.