Pani Lara zrobiła wspaniałą karierę. Była dobrze znana w środowisku zawodowym także poza granicami Polski. Sama osiągnęła sukces, wszystko dzięki swojej pracy.
Jednak czasami kariera i rodzina są trudne do pogodzenia, a Lara żyła sama. Całkowicie sama.
Tego dnia Lara, znawczyni sztuki, wracała z wystawy – elegancka, w rozłożystym czerwonym płaszczu, cała pod wrażeniem sztuki.
Wychodząc z windy, zobaczyła, jak sąsiad – jak zwykle w czapce i roboczym kombinezonie – karmi brudnego, czarnego kota kiełbasą.
– Co to ma być?! – zapytała groźnie Lara zamiast się przywitać.
– To bezdomny kocur – odpowiedział dobrodusznie Aleks. – Pojawił się w klatce. Postanowiłem go dokarmić.
– A więc, proszę, natychmiast zabrać TO stąd. Brud i ohyda!
– No, proszę pani, pod brudem to naprawdę niezły kocur. Niedawno się zgubił, na pewno! Albo ktoś go wyrzucił. No, tylko trochę się zakurzył...
– To niehigieniczne! Jest ze śmietnika! Tak to się skończy: dzwonię do administracji, niech się tym zajmą.
– Zajmą się! Wyrzucą go, albo w najlepszym wypadku trafi do schroniska!
– Nie próbuj grać na moich uczuciach! Też lubię zwierzęta, ale zdrowie jest ważniejsze.
Wyciągnęła telefon, wybrała numer, patrząc wyzywająco na sąsiada. Ten obserwował ją spod byka.
– Okropna z ciebie kobieta, Laro. Idź... do swoich obrazów – chwycił kota i zaniósł go do mieszkania. Drzwi trzasnęły głośno. Lara schowała telefon. „Świetnie! Czuję się teraz jak ostatnia świnia!” – mruknęła i pokuśtykała do mieszkania.
Podczas gdy Lara z wściekłością myła ręce, Aleks zaglądał pod szafkę, gdzie schował się kot. „No cóż... chciałem psa. Słuchaj, kocie! Będę nazywał cię Rex. Zrozumiałeś?” Kot niespodziewanie zamruczał.
Minęły dwa tygodnie. Lara siedziała wieczorem przed komputerem, pisząc referat i popijając kawę. Z głośników płynęła muzyka Chopina. Na schodach rozległ się hałas. Zadzwonił dzwonek do drzwi. W progu stał lekarz pogotowia. Poczucie niepokoju nasiliło się.
– Dzień dobry! Przyszedłem w sprawie pana sąsiada, pana Aleksa Nowaka... Zna go pani? – lekarz mówił szybko. Kobieta zmieszana kiwnęła głową.
– Zawał serca, zabieramy go do szpitala. Zamknęliśmy drzwi, ale kot wybiegł. Może pani na niego spojrzeć?
Przed mieszkaniem sąsiada biegał puszysty czarny kot, głośno miaucząc.
„To ten sam podrzutek... No proszę!”
Lara przypomniała sobie brudnego zwierzaka przy zmiętej gazecie. „No dobrze, zgoda” – odparła lekarzowi, który pobiegł w dół schodów.
Lara wyszła, spojrzała na kota i wróciła do mieszkania. Przeszła do salonu, drżącymi rękami nalała koniaku, wypiła i podgłośniła Chopina. Usiadła przy komputerze. „Zawsze zostawiają po sobie brud, nie mogę, niech sami się tym zajmą” – mruczała, stukając w klawisze.
Rano Lara spojrzała na mieszkanie sąsiada – kot spokojnie siedział na wycieraczce, czekając na właściciela. Kobieta chwilę stała, po czym zniknęła za drzwiami i wróciła z kiełbasą i gazetą. Położyła je przy kocie. Ten podszedł, powąchał i rzucił się na jedzenie. Lara, ku swojemu zaskoczeniu, poczuła radość. Ale zaraz potem się zirytowała: „Co ja wyprawiam? Trzeba zadzwonić do administracji”.
Minął kolejny dzień. Kot uparcie czekał na właściciela. Lara jakoś nie zadzwoniła, za to dalej go karmiła – najpierw kiełbasą, potem karmą z saszetek. Wieczorem czekał ją cios.
Szykowała się do teatru, ale przed wyjściem zadzwoniła przyjaciółka i oznajmiła, że po pierwsze, teatr się odwołuje, bo wrócił jej mąż. A po drugie, dyrekcja odwołała wystąpienie Lary na sympozjum w Londynie...
W okno stukała ciemność i deszcz. Lara, w szlafroku, z rozpuszczonymi włosami, zaparzała kawę przy akompaniamencie grzmiącej arii z „Aidy”. Włożyła do elektrycznego piekarnika blachę z gotową lazanią, przeszła do pokoju i usadowiła się przed telewizorem – z kawą i ciasteczkami. Życie nie wydawało się już takie złe.
Nagle zgasło światło, a w mieszkaniu zapadła cisza.
Słychać było melancholijny szum deszczu. Lara spojrzała przez okno: w sąsiednich domach również było ciemno. Znalazła świeczkę i zapałki. Przez chwilę siedziała, patrząc na płomień. Potem nagle wstała, wybiegła z mieszkania i wróciła z kotem.
Puszysty zwierzak wyrwał się i schował pod szafką. Kobieta niezgrabnie usiadła obok na podłodze i nagle zaszlochała: „Dobrze robisz! Też chciałabym się schować pod szafkę. Nikogo nie widzieć. Jak oni mnie wszyscy męczą! Koteczku, słyszysz mnie?” Nie było odpowiedzi. „Pewnie powiesz, że baba całkiem oszalała? Nie... po prostu jest mi smutno.
Dobry kotek, pięknie wyglądasz. Masz pana, który się o ciebie troszczy. A o mnie nikt. Nikomu nie jestem potrzebna. Stara głupia baba z obrazami. Nie wyłączam światła w korytarzu. Wracasz do domu, a tam światło, jakby ktoś na mnie czekał... Chociaż tobie się wyżalę. Nawet gotować dla siebie mi się nie chce. Chciałabym dla kogoś.
Oj! Zaraz cię czymś poczęstuję...” Kobieta pobiegła do kuchni, prawie przewracając stojącą na podłodze wazę. Wyciągnęła z zimnego piekarnika blachę z lazanią, wróciła do pokoju i usiadła na podłodze. Kot, zwabiony zapachem mięsa, wyczołgał się spod szafki. Powąchał jedzenie i zaczął je pochłaniać.
Lara zdjęła z fotela poduszkę, koc i ułożyła się na podłodze. Mruczała: „Nie wychodzi, i niech tak będzie”. Spojrzała na jedzącego kota, migoczącą świeczkę i zasnęła.
Dzień później Lara siedziała w szpitalu przy łóżku Aleksa.
Ten pochłaniał pierogi z dużej papierowej torby.
– Można się zakochać! — zachwycał się sąsiad.
Kobieta zmieszała się: – To drobiazg, potrafię lepiej...
— I dziękuję, że przyjęła pani kota!
— Tak wyszło — zmieszała się. — I wie pan, on jest taki dobrze wychowany! Inteligentny! I jeszcze… Przepraszam za tamten incydent, pamięta pan, o tej niehigienie?
— Ja też byłem niemiły.
— To nic. W każdym razie, byłam w błędzie i chcę to naprawić. Proszę mi dać kota. Na zawsze.
— A mówiła pani, że od zwierząt jest brud!
– Niezbyt dużo. Więcej radości. Panie Aleksie, proszę mi oddać Rexa!
— Nie mogę, przyzwyczaiłem się do niego.
— Oddajcie kota starej samotnej kobiecie!
— Komu?!
— No, mnie, mnie!
— Pani jest młoda i piękna. Gdy się nie złości.
Lara spuściła wzrok. Aleks ożywił się:
— Może będziemy przychodzić z Rexem do pani i jeść te pani wyśmienite pierogi?
— No już, wyśmienite… — zażenowała się.
— I spacerować razem po parku. Zrobię smycz.
— Łatwiej kupić — stwierdziła kobieta.
— Umowa stoi! — zaśmiał się sąsiad.
Lara również się uśmiechnęła. Nagle Aleks pobladł i chwycił się za serce.
— Zawołajcie... — powiedział słabnąc, osuwając się na poduszki.
Dwie godziny później Lara chodziła tam i z powrotem przed drzwiami z napisem „Sala operacyjna”. W końcu wyszła pielęgniarka:
— Powiedziano już pani, proszę jechać do domu. Zadzwonimy… tak czy inaczej.
Lara patrzyła w dal, a w jej oczach stały łzy.
Była sucha, późna jesień, listopad był wyjątkowo piękny. Z głośników w miejskim parku płynęła aria z włoskiej opery. Wzdłuż ścieżki zasypanej opadłymi liśćmi skradał się puszysty, czarny kot. Coraz bliżej podkradał się do dużej wrony, która zuchwale przechadzała się po alejce. W końcu gwałtownie skoczył. Ale podła ptaszyna odleciała, kracząc złośliwie i trzepocząc skrzydłami.
Puszysty został z niczym. Kobiecy głos zawołał: – Rex!
Kot odwrócił się i pobiegł na zawołanie. Wysoka, postawna kobieta w rozłożystym, czerwonym płaszczu podniosła urwisa na ręce, karcąco kręcąc głową, a drobny, szczupły mężczyzna w czapce zaczął troskliwie strzepywać źdźbła trawy z jego czarnego futra, a potem, śmiejąc się, wziął go na ramię. Kot z zadowoleniem zmrużył oczy.
Para spokojnie oddalała się w głąb jesiennego parku, a z głośników wciąż płynęła słodko brzmiąca włoska opera...