Nie mam żadnego problemu z tym, żeby sama zapłacić za siebie w restauracji, kupić bilet do kina czy zatankować samochód chłopaka, który podwozi mnie tam, gdzie trzeba.
Z Dawidem poznaliśmy się latem na plaży w Sopocie. Grał w siatkówkę ze swoimi przyjaciółmi i zaprosili mnie do wspólnej gry. Byliśmy w jednej drużynie, szybko znaleźliśmy wspólny język i już wieczorem świętowaliśmy nasze zwycięstwo.
Chłopak odprowadził mnie do domu, a zanim odszedł, pocałował mnie i zostawił swój numer telefonu. To było coś innego. Zwykle faceci zachowują się inaczej, a podobało mi się, że on jest inny niż wszyscy.
Spotykaliśmy się przez rok, zanim postanowiliśmy spróbować wspólnego życia. Wszystkie nasze randki można było nazwać idealnymi, i to mnie przerażało. Nie ma idealnych związków, przekonałam się o tym nie raz. Naturalnie chciałam więc sprawdzić, jak mój ukochany radzi sobie na co dzień. I wtedy zaczęły wypływać ukryte problemy.
Dawid okazał się rozrzutnikiem. Nie potrafił w ogóle planować swojego budżetu. Wydawał pieniądze, kierując się hasłem: „Żyjemy tylko raz!” Tak więc jego wypłata wystarczała tylko na jedzenie.
Opłaty za media, środki czystości, artykuły higieniczne, nieprzewidziane wydatki, naprawy samochodu – to wszystko było na mojej głowie. Nie mogę powiedzieć, że mój chłopak był zły. Dużo swoich pieniędzy wydawał też na mnie. Kupował mi biżuterię, sukienki, kosmetyki, kwiaty, ale przecież bez tego mogłabym się obyć.
Kiedy zaczynałam rozmowę o pieniądzach, od razu zmieniał wyraz twarzy i nie chciał rozmawiać albo obrażał się i uciekał z domu. W takich chwilach miałam wrażenie, że próbuję zbudować związek nie z dorosłym mężczyzną, ale z nastolatkiem, który nie chce słuchać matki.
Musiałam to wszystko przemyśleć, więc na jakiś czas wróciłam do rodziców. Tata zauważył mój przygnębiony nastrój i zapytał, co się stało. Podzieliłam się swoimi obawami z nim i ku mojemu zdziwieniu, poparł Dawida.
Powiedział, że on i mama przez całe życie żyją w totalnej oszczędności. Każdy grosz jest zaplanowany. Nie zdąży nawet dostać wypłaty, a mama już wszystko zabiera. Ojcu trudno cieszyć się z prostych przyjemności życia, bo nie ma na to pieniędzy. Dlatego radził, żebym zostawiła wszystko tak, jak jest, i cieszyła się życiem.
Nie wiem, czy będę w stanie się z tym pogodzić. Nie wyobrażam sobie życia bez planowania. Co, jeśli wydarzy się coś strasznego i nieprzewidzianego, co będzie wymagało dużych pieniędzy, a my ich nie będziemy mieli, bo wszystko roztrwoniliśmy?
A co wtedy, kiedy pojawią się dzieci i prawdziwe dorosłe problemy? Nie wiem... będę musiała jeszcze to przemyśleć i bacznie obserwować sytuację.